Saturday, April 26, 2008

Israeli Propaganda Machine and How it works? Noam Chomsky.

Israeli Propaganda Machine and How it works? Noam Chomsky.
Peace, Propaganda & the Promised Land (1-8)

Peace, Propaganda & the Promised Land (2-8)

Peace, Propaganda & the Promised Land (3-8)

Peace, Propaganda & The Promised Land (4 of 10)

Peace, Propaganda & The Promised Land (5 of 10)

Peace, Propaganda & The Promised Land (6 of 10)

Peace, Propaganda & The Promised Land (7 of 10)


Peace, Propaganda & The Promised Land (8 of 10)



Peace, Propaganda & The Promised Land (9 of 10)



Peace, Propaganda & The Promised Land (10 of 10)

Drugi etap Grabierzy Polski by Antoni Macierewicz. Co naprawde przygotowuje Rzad Tuska?

Drugi etap Grabierzy Polski by Antoni Macierewicz. Co naprawde przygotowuje Rzad Tuska?


Drugi etap Grabierzy Polski by Antoni Macierewicz। Co naprawde przygotowuje Rzad Tuska?


"Głos Polski"
pos. Antoni Macierewicz (2008-04-24)
Felieton
słuchajzapisz

Friday, April 25, 2008

Prof.Boguslaw Wolniewicz o antypolskiej postawie "Tak nic sie nie nalezy!"

Prof.Boguslaw Wolniewicz o antypolskiej postawie "Tak nic sie nie nalezy!"




Reuters Agency reported from Buenos Aires, Argentina on Fri, 19 Apr 1996 (14:50:17 PDT) on The World Jewish Congress.

Israel Singer, General Secretary of the World Jewish Congress stated that "More than three million Jews died in Poland and the Polish people are not going to be the heirs of the Polish Jews. We are never going to allow this. (...) They're gonna hear from us until Poland freezes over again. If Poland does not satisfy Jewish claims it will be "publicly attacked and humiliated" in the international forum.

Saturday, April 19, 2008

Ambasador Polski w Argentynie zaprzecza stwierdzeniom szefa MSZ o swojej rzekomej rezygnacji.

Ambasador Polski w Argentynie zaprzecza stwierdzeniom szefa MSZ o swojej rzekomej rezygnacji.

Apelujemy do Szefa MSZ Pana Radoslawa Sikorskiego aby konsultowal sie wiecej
z Polonia i nie podejmowac tak zlych decyzji, zlych dla Polonii i naszej wspolnej Polski.
Lech Alex Bajan Washington DC

Ambasador Ryn nie rezygnuje
Nasz Dziennik, 2008-04-19
Ambasador Polski w Argentynie zaprzecza stwierdzeniom szefa MSZ o swojej rzekomej rezygnacji Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski poinformował wczoraj, że z funkcji ambasadora Polski w Argentynie zrezygnował Zdzisław Ryn. Sam ambasador zdementował tę informację. W przyszłym tygodniu Ryn przyjeżdża na konsultacje. Nie jest tajemnicą, że nie był on przez Sikorskiego mile widziany na stanowisku ambasadora. Wczoraj szef MSZ spotkał się z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Ustalono już następne spotkanie, które ma dotyczyć omówienia spraw związanych z funkcjonowaniem Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Minister Radosław Sikorski poinformował, że do premiera Donalda Tuska trafił wniosek o zgodę na odwołanie ambasadora Zdzisława Ryna. Wniosek taki, według stwierdzenia Sikorskiego, trzykrotnie kierowany był też do prezydenta. Jak poinformował minister, pozostał on jednak bez odpowiedzi. A to właśnie do prezydenta należą ostateczne decyzje o powoływaniu i odwoływaniu ambasadorów. Ambasador Ryn zaprzecza natomiast, jakoby składał rezygnację, twierdząc, że jedynie wyraził swój protest przeciwko odsunięciu go z misji specjalnej na przekazanie władzy prezydenckiej w Argentynie. Wczoraj doszło do spotkania prezydenta Lecha Kaczyńskiego z ministrem Sikorskim. Jak tłumaczył szef MSZ, spotkanie przebiegło w dobrej atmosferze i nie było dyskusji o planowanej przez niego likwidacji kilkunastu polskich ambasad i konsulatów. Dyskutowano natomiast o sytuacji w Gruzji. Minister poinformował, że prezydent przyjął go na jego prośbę. W komunikacie po spotkaniu prezydent poinformował, że zaprosił ministra Sikorskiego na kolejne w najbliższym czasie. Celem następnego spotkania ma być "omówienie spraw technicznych związanych z funkcjonowaniem Ministerstwa Spraw Zagranicznych". Szef MSZ zwracał uwagę, że Ryn był związany z Unią Stowarzyszeń i Organizacji Polonijnych Ameryki Łacińskiej (USOPAŁ), która nie cieszy się poparciem rządu Donalda Tuska. Biorąc pod uwagę, że działacze tej największej w Ameryce Łacińskiej organizacji polonijnej krytycznie wyrażali się o działaniach rządzącej obecnie w naszym kraju, tak wrażliwej na swój PR ekipy, trudno było nie spodziewać się tego typu decyzji. Minister Sikorski przed kilkoma miesiącami zalecił zresztą ambasadorom, aby nie kontaktowali się z przedstawicielami USOPAŁ. UKIE łączy się z MSZ Sikorski zapowiedział również reformę polskich placówek dyplomatycznych. Część będzie zlikwidowanych, a powstaną też nowe. - Tworzenie i likwidowanie placówek jest czymś, co się dzieje w sposób ciągły. Wszyscy moi poprzednicy tworzyli i likwidowali placówki. Nie ma w tym żadnej sensacji, będziemy to robić w duchu dostosowywania placówek do mapy polskich interesów i obecności Polaków za granicą - tłumaczył szef MSZ, dodając, że ważne z punktu widzenia naszych interesów jest istnienie polskich placówek np. na Islandii czy w Manchesterze, a mniej ważna jest np. placówka w Laosie. Tłumacząc przebieg konsultacji w tej sprawie z prezydentem, z którym powinien współdziałać w realizowaniu naszej polityki zagranicznej, poinformował, że chociażby "dzisiaj rano rozmawiał z bliskimi doradcami prezydenta". Wraz z początkiem przyszłego roku do Ministerstwa Spraw Zagranicznych włączony zostanie Urząd Komitetu Integracji Europejskiej. Minister Sikorski poinformował, że połączenie zaakceptował już premier Tusk. Dotychczasowy szef UKIE Mikołaj Dowgielewicz zostanie wiceministrem spraw zagranicznych ds. europejskich. Dla szefa klubu Prawa i Sprawiedliwości Przemysława Gosiewskiego wysłanie do opinii publicznej informacji o likwidacji za plecami prezydenta kilkunastu ambasad i odwołanie ambasadora w Argentynie to temat zastępczy. - To jest stara zasada tematów zastępczych, jeżeli rządowi nie powodzi się w sferze politycznej. Ma to odwrócić uwagę opinii publicznej od podstawowych kwestii. Jeśli spojrzymy na ostatnie cztery miesiące, to minister Sikorski co chwilę wywołuje jakiś konflikt - uważa szef klubu PiS. Gosiewski zachęcał jednak Radosława Sikorskiego, aby dla dobra polskiej polityki zagranicznej dążył do współpracy z prezydentem, a nie doprowadzał do sporów.
Artur Kowalski
My adventure with Domeyko

Anna Cichoblazinska talks to Prof. Zdzislaw Jan Ryn, the former Polish Ambassador to Chile and Bolivia, and a biographer of Ignacy Domeyko.

ANNA CICHOBLAZINSKA: - You have dealt with the person of Ignacy Domeyko, his life and work, for many years. We got to know the ancestor of Domeyko while reading our national epos; in school we learnt about the connections of Domeyko and Mickiewicz and other Filomaci (student organisation), about Domeyko's participation in the November Uprising and the immigration but why his beautification? We do not know this side of Domeyko's personality...

PROF. ZDZISLAW JAN RYN: - After the death of Ignacy Domeyko (23 January 1889) Santiago de Chile announced national mourning. The funeral, attended by the most outstanding personalities of the Government and the Parliament, organised at state expense, was a great manifestation and it honoured him as a scientist, professor and university rector. The students unharnessed the horses and drew the carriage with Domeyko's coffin to the cathedral. When he was alive people addressed him 'Don Ignacio Domeyko, Gran Sabio Polaco. He was a sage, a Christian and artist. Miguel Amunátegui, the Chilean biographer of Domeyko, wrote, 'His brain is like a temple, on the altar of which God rests, and on the side altars, on the right rests science and on the left rests art'.
Domeyko was a pioneer of what the Holy Father John Paul II dealt with, i.e. connecting science and faith. For ten years efforts have been made to declare him Venerable. Domeyko was an eminent scientist, mathematician, geologist, teacher and organiser but most of all he prayed on the peaks of the Andes. There is much evidence that he died in the opinion of sanctity. He combined excellent creative intelligence with sensitivity and deep spirituality. This was a great figure for Chile but also for Poland. Domeyko would have been an ideal patron of all Poles if he had not left his Homeland. A great patriot, a man of science and faith. One of his sons became a Catholic priest and his grandson is a monk. For millions of those who recognise their Polish background he is a symbol of the Polish immigrant, who could not work for the Homeland and dedicated his life, work and knowledge to his adopted country. For years I have been working on creating a specific lobby for the cause of his beautification.

- And how is this process going on in Chile?

- In 1996 a group of postulators that aims at opening the cause for Domeyko was created in Santiago de Chile. The cause for beautification of Domeyko comes under the Cardinal of Santiago de Chile. Efforts have been made only for ten years. One of the formal conditions of the process was to prepare a detailed biography of Domeyko and a bibliography of his works, i.e. what was written about Domeyko and what he wrote himself. That was my task. I dedicated ten years of Benedictine work in libraries, archives and private collections. I collected materials all over the world. The new book about Domeyko contains a calendar of his life and was written like "The Calendar of the Life of Karol Wojtyla' by Fr Adam Boniecki. This is a kind of biography, which includes the letter writing of Domeyko. The letters contain many features of Domeyko's personality: his scientific achievements, travels, family, spiritual character and religiousness. Three books have been written. The first was published in two languages. The second one contains the world events related to Domeyko in 2002, the year that UNESCO declared as International Year of Ignacy Domeyko. The third biography has just appeared. And the fourth one is being printed. When I completed those books I felt I had fulfilled my task.
My last visit to Chile was to create a group of Chilean personalities. The aim of the group will be to raise funds to translate the two volumes, each contains 800 pages, into Spanish. These are big costs. However, I think that we should find means in Poland and not to beg for Domeyko in the world. But only after these books have been translated and printed the local cardinal in Santiago de Chile, after studying them, can appoint a civil commission and an ecclesiastical commission to examine whether there are no obstacles to declare him Venerable.
Anita Domeyko Alamos, the 104-year-old granddaughter of the scientist cried when I handed her the first copy of the book. She cannot see well, so she stroked the cover and was deeply moved. I am proud of being her friend from the moment I met her in 1991. Since that time she has said good-bye to me as if it was our last meeting. I tell her that I am coming back to Santiago in a few months. And she says she will wait for me. She has waited for 17 years.

- In what ways is Domeyko present in the Chilean culture?

- The expression of Domeyko's presence is about 140 eponyms (names) with his surname. Domeyko Cordillera, Domeyko Cultural Corporation, Pueblo de Domeyko, Domeyko Glazier, numerous museums, societies...UNESCO declared the year 2002 as International Year of Domeyko. During that year 21 books and almost 1,000 articles about Domeyko were published, 30 conferences, including 20 international ones, were organised worldwide. The world got to know that fifty years of Domeyko's presence in Chile left visible marks in science, culture and economy of this country. He transformed hand mining into professional industry. He discovered and described the natural resources and geological structure of this country. He educated many generations of specialists in mining. He published the first textbooks on geology and mineralogy. He was the co-founder and reformer of the Chilean University. Being the University Delegate and then Rector he influenced higher education and schools for 30 years. In Chile he was acknowledged as the father of mining education, the father of astronomy, the advocate of the civil rights of the native Indians, the apostle of science and education.
It is worth knowing that four nations claimed his membership: Polish (Domeyko felt he was Polish), Lithuanian (he was born in Lithuania), Belarusian (his home town Niedzwiadka is in Belarus now) and Chilean (Chile was his adopted country and gave him honorary citizenship). Examining and describing Domeyko's life I reached all the places he exerted strong influence.

- Through your diplomatic service, participation in the Andean trips and scientific visits you have been connected with Latin America in a special way.

- That's right. I spent about 14 years in Latin America. Although my beloved country is Indian Bolivia my biggest bonds are with Chile. I am unable to use all invitations I receive from Chile. I am named by three universities as a Honorary Professor, Honorary Citizen of two cities: La Serena (cultural capital of Chile and twin city of Krakow) and Coquimbo (twin city of Elblag), Honorary Member of the Chilean Institute (Academy of Medicine), which follows the pattern of the French Institute. It is worth mentioning that the Holy Father is Honorary Member of the Academy of Literature at this Institute. I am Honorary Member of the Federation of Andean Mountaineering and Skiing and of several scientific societies: neurology and psychiatry, aerospace and cosmic medicine as well as society of history and geography. In Chile my book 'El dolor tiene mil rostros. Juan Pablo II y los enfermos' (Suffering Has Thousands of Faces. John Paul II and the Sick). I initiated a laboratory of mountain medicine in the Andes in the former gold mine El Indio. Recently I have become Honorary Member of the Peruvian Academy of Health, correspondent member of the Peruvian Geographical Society and what is most valuable to me honorary doctor of Universidad Cientifica del Sur in Lima. Sometimes I have somewhat paradoxical impressions that my bonds with that part of the world are stronger than with Poland.

- So it seems that Latin America has become your second homeland.

- I regard it as my second homeland and I am connected to the Polish immigrants in Latin America in a special way. I am Honorary Member of the Polish Union in Chile, and I contributed to its origin. Similarly, I am a member of the Polish Immigrants' Association in Mendoza. Finally, the Polish environments became integrated and the Union of Polish Associations and Organisations In Latin America (USOPAL) was created and it has been directed by its tireless President Jan Kobylanski from Uruguay. The Polonia in Brazil and Argentina originated before the war, Poles went there 'for bread'. Thousands of ordinary people who cleared the jungle. Currently, there are the second and the third generations of Polish immigrants. They made a fortune, established themselves on a firm financial footing. They identify themselves with Polishness, cultivate Polish language and culture, and have strong bonds with the Polish Catholic mission and the missionaries. I have learnt patriotism from those Poles in Latin America. I did not know what longing for the country meant until I got to know them. I completed the best school of understanding what it meant to be Polish at the farthest ends of the earth.

- Thank you for the conversation.

1. Ignacy Domeyko. Obywatel swiata. Ignacio Domeyko. Ciudadano del Mundo, Ed. Zdzislaw Jan Ryn, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellonskiego, Kraków 2002.
2. Ryn Z.J.: Rok Ignacego Domeyki 2002, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellonskiego, Kraków 2003.
3. Ryn Z.J.: Ignacy Domeyko. Kalendarium zycia, Wydawnictwo Polskiej Akademii Umiejetnosci, Uniwersytet Jagiellonski, Akademia Gorniczo-Hutnicza, Kraków 2006.
4. Ryn Z.J.: Ignacy Domeyko. Bibliografia, Wydawnictwo Polskiej Akademii Umiejetnosci, Uniwersytet Jagiellonski, Akademia Górniczo-Hutnicza, Kraków 2007.
Szkoła hohsztaplerów politycznych
Napisał Marek Lubiński
Friday, 18 April 2008
Hucpa antypolskich pseudo-elit politycznych w Ojczyźnie nie zna jak widać granic. Oto skompromitowani politycy wywodzący się z mafijnego układu tzw. „okrągłego stołu” postanowili „zatroszczyć się” o edukację swych następców w Rzeczpospolitej i założyli nową szkołę, a do promowania tego nowego biznesu wybrali sobie Sejm RP...
Przypatrzmy się więc cóż to za tuzy polityki mają zająć się prowadzeniem owej szkoły, która już w niedalekiej przyszłości ma wypuszczać „liderów” pęczkami na, pożal się Panie Boże, scenę polityczną w Polsce... Strach ogarnia na prawdę kiedy dowiadujemy się, że „kadra naukowa” dobrana została z klucza żydo-komunistycznego. Mamy tam bowiem wielokrotnie skompromitowanego pseudodyplomatę Ryszarda Schnepfa, syna Maksymiliana Schnepfa, żydowskiego oficera UB i agenta sowietów. Jest też inny antypolak, Jan Maria Rokita primo voto Izaak Goldwicht wraz z „gwiazdą” z PO, Jarosławem Gowinem... Towarzyszy im były premier i stały szabes-goj, Marcinkiewicz, który zasłynął kiedyś z tego, że na pytanie zadane mu podczas pobytu w redakcji TV TRWAM dlaczego trzyma na stanowisku osobę tak skompromitowaną jak Schnepf, powiedział, że dlatego, iż Schnpef jest jego dobrym kolegą... Pogratulować tylko szczerości byłemu premierowi, gdyż nie ulega żadnej wątpliwości, że cała dzisiejsza klasa polityczna w Polsce, która dorwała się do koryta po roku 1989 to właśnie tacy „dobrzy koledzy”... „Fąfle i herbatniki” chciałoby się powiedzieć wedle terminologii więziennej, gdyż cechuje ich wzajemna solidarność w dopuszczaniu się i korzystaniu z koryta oraz niedopuszczanie obcych, tych nie z „towarzystwa”... A żeby zaś do tego „towarzystwa” przynależeć trzeba wykazać się jakimś przodkiem z PZPR, UB lub SB, który wytrwale budował „władze ludową”... Nie ma co do tego żadnych wątpliwości, że od takich nauczycieli jak chociażby Niesiołowski vel Nusselbaum, który nie wahał się składać ochoczo zeznań na SB, gdy go tam przyciśnięto, a dziś stara się uchodzić za „autorytet”, przyszli studenci wnet nauczą się jak dobrze kłamać i kręcić... Wogóle to aż się roi wśród nazwisk wykładowców od przeróżnej maści „autorytetów” z „drogim” Bronisławem Geremkiem na czele, który jako historyk specjalizował się w temacie paryskich burdeli... Od takiego profesora niejednego będą się mogli nauczyć przyszli dyplomaci... A pani Hanna Gronkiewicz Waltz primo voto Grunbaum? Czyż ona mając tak bogate doświadczenia ze wspólpracy z autorem największego złodziejstwa w Polsce ostatnich dziesięcioleci, czyli z Leszkiem Balcerowiczem... Czy pani Hanna nie przekaże przyszłym „elitom” polityki jak kraść skutecznie miliony i tak, aby ich nie złapali... A inny samozwańczy „profesor”, który w czasie okupacji niemieckiej opuścił obóz koncentracyjny w sposób zgoła cudowny, kiedy inni wychodzili z tamtego miejsca przez komin... Władysław Bartoszewski, bo o nim mowa, też na pewno nie pozostanie w tyle i przekaże swym pilnym studentom zasady obłudy, fałszu i zakłamania, które w „towarzystwie” prowadzą do najwyższych zaszczytów... Więcej o „dokonaniach” naukowych i politycznych „profesora” przeczytać można obszernie w książce prof. J.R.Nowaka „ O W. Bartoszewskim bez mitow” On i inni jemu podobni, jak Gugała czy Perlin, będą dawać wykłady z hipokryzji, będą uczyć uległości wobec obcych za pieniądze... Będą dawać dyplomy za frymarczenie Polską i będą uczyć jak tę Polskę okradać... Będzie to na pewno jeszcze jedna „szkoła” na wzór tej, którą swego czasu otworzył przy UW w Warszawie inny „profesor”, niejaki Dębicz, który swą „karierę naukową” rozpoczął od tłumaczenia na język polski z hiszpańskiego socjrealistycznej, stalinowskiej instrukcji uprawy trzciny cukrowej na Kubie i za to wiekopomne dzieło otrzymał tytuł „profesora”... Czy tacy właśnie antypolacy, jak on, lub działający na zlecenie Fundacji Sorosa, Marszałek Senatu RP, antypolak Borusewicz będą wychowywać przyszłe elity polityczne...? To może, żeby to „światłe” towarzystwo znalazło się w komplecie, zaproszą też jako wykładowców oprawców polskich patriotów, prokurator antypolkę Wolińską, czy też antypolaka Stefana Michnika, rodzonego brata Adama Michnika, który antypolonizm wyssał z mlekiem matki... Jasnym jest też, że przyszli studenci takiej szkoły już na wstępie będą musieli wykazać się odpowiednim nastawieniem ideologicznym, wiernopoddańczym wobec antypolskiej elitki i wrogim wobec naszej Ojczyzny.

Cała ta sytuacja wskazuje, że jest to próba stworzenia niezdrowej konkurencji i odebrania pozycji Wyższej Szkole Społecznej i Medialnej w Toruniu załozonej przez Ojca Tadeusza Rydzyka, która to uczelnia jest jedyną w swoim rodzaju, gdzie kształci się młodzież na wysokim poziomie merytorycznym i dydaktycznym, formując nie tylko specjalistów w swoich dziedzinach, ale przede wszystkim patriotów polskich. Dlatego też jest ona solą w oku rządzącej dziś w Polsce mafii okrągłostołowej. Mafia ta pragnie zachowac swe wpływy na przyszłą politykę w naszej Ojczyźnie i w dalszym ciągu wysyłać swoich ludzi na wysokie stanowiska państwowe, na placówki dyplomatyczne tak, jak ma to miejsce obecnie, że nikt spoza ich środowiska nie ma praktycznej możliwości przebicia się wysoko w pracy w administracji państwowej.

Jest to kolejny skandal, że ci, którzy od lat zajmują się niewoleniem, wyprzedażą i kradzieżą Polski mają w przyszłości kształcić elity polityczne. Wszak ich szkoła tak na prawdę nie będzie, jak głosi jej nazwa, szkołą liderów, lecz szkołą politycznych hosztaplerów. Polacy musza się otrząsnąć z marazmu... Nie wolno nam dopuścić do tego, aby antypolskie, obce nam grupy interesów powiązane przez geszeft „okrągłego stołu”, a sterowane przez Fundację Batorego i inne syjonistyczne agendy zniszczyły tę jedyną w swoim rodzaju uczelnię w Polsce, jaką jest WSKSiM w Toruniu. Pierwsze kroki w tym haniebnym kierunku już są robione. Oto bowiem skreślono tę uczelnię z listy indykatywnej projektów kluczowych Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko w ramach priorytetu XIII Infrastruktura Szkolnictwa Wyższego...

Jest to przyklad ewidentnego działania podszytego uprzedzeniami ideologicznymi i nie można do tego dopuścić, aby zamiast prawdziwie polskich patriotycznych elit, jakie formuje uczelnia Ojca Rydzyka, i które to elity są prawdziwą nadzieją dla Polski, jacyś samozwańczy „profesorowie”, potomkowie stalinowców i „Dyzmy” polityki produkowali hohsztaplerów na naszą i naszej Ojczyzny zgubę.


Zamknij okienko

VII Międzynarodowy Rajd Katyński

VII Międzynarodowy Rajd Katyński

VII Motocyklowy Rajd Katyński cz.7




VII Międzynarodowy Rajd Katyński
Trasa VII Rajdu 2007
Opinie Uczestników
Sprawozdanie z VII Rajdu
Nagrody
TRASA VII-GO MIĘDZYNARODOWEGO MOTOCYKLOWEGO RAJDU KATYŃSKIEGO
25.08 - 9.09.2007 r.

Trasa 6000 km
24 sierpnia(piątek) Wilanów
Po południu zbieramy się w świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie, tam rozstawiamy namioty.
O godzinie 17:00 kolacja i odprawa, podział na grupy.

25 sierpnia(sobota) Warszawa-Lwów (380 km)
godz.10:00 uroczystość rozpoczęcia VII Motocyklowego Rajdu Katyńskiego przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie.
Organizuje KG Policji. godz.11:00 start: Warszawa - Lwow (380km)
Złożenie wieńców na GNZ, przed Pomnikiem Katyńskim, na Pl. Zamkowym w Warszawie, przed Pomnikiem Katyńskim w Tarnogrodzie. Przekroczenie granicy polsko-ukraińskiej w Rawie Ruskiej ok. godz. 17:00
Złożenie wieńca na grobie Hetmana Wielkiego Koronnego, Stanisława Żółkiewskiego.

26 sierpnia(niedziela) Lwów
Msza św. w Katedrze Lwowskiej, spotkanie z Polakami.
Wspólne złożenie wienców na Cmentarzu Łyczakowskim w Kwaterze Orląt, na grobie Marii Konopnickiej i innych.
Złożenie wieńca na Wzgórzach Woleckich, w miejscu zbrodni niemieckich na profesorach Uniwersytetu Jana Kazimierza i ich rodzinach.
Złożenie wieńca przed pomnikiem Adama Mickiewicza.



27 sierpnia(poniedziałek) Lwów-Okopy św. Trójcy (390 km)
Zbaraż -Trembowla - Buczacz - Jazłowiec
Ognisko nad Dniestrem i Zbruczem


28 sierpnia(wtorek) Okopy św. Trójcy - Kamieniec Podolski (50 km)
Chocim - Żwaniec
Ognisko na Starym Zamku


29 sierpnia(środa) Kamieniec Podolski - Kijów-Bykownia (431 km)
Bar - złożenie wieńca na cmentarzu żołnierzy z 1920 roku, wizyta w Domu Polskim.
Brachilow spotkanie z Polakami na cmentarzu przy grobach polskich żołnierzy
Berdyczow - spotkanie z mlodzieżą szkolną.
Bykownia - Msza św. nad mogiłami żołnierzy polskich, ognisko



30 sierpnia(czwartek) Kijów - Charków (484 km)
Msza św. na Cmentarzu Wojennym, złożenie wieńców.


31 sierpnia(piątek) Charków - Kursk (250 km)
Przekroczenie granicy ukraińsko - rosyjskiej ok. 9:00


1 września(sobota) Kursk - Moskwa (528 km)



2 września(niedziela) Moskwa - Miednoje (200 km)
Wizyta w sierocińcu.
Uroczystość na Cmentarzu - organizuje Policja.
Złożenie wieńców.
Wieczorne ognisko.


3 września(poniedziałek) Miednoje - Ostaszków (200 km)



4 września(wtorek) Ostaszków - Katyń (466 km)



5 września(środa) Katyń
Spotkania z mlodzieżą polską i rosyjską.
Msza św. i złożenie wieńców na Cmentarzu Wojennym.


6 września(czwartek) Katyń - Mińsk (340 km)
Przekroczenie granicy rosyjsko - białoruskiej ok. godz. 9:00
Zlozenie wiencow w Kuropatach.


7 września(piątek) Mińsk - Jezioro świteź (191 km)
Ognisko. Wieczór poezji romantycznej nad jeziorem.


8 września(sobota) Jezioro świteź - Sokółka (246 km)
Nowogródek, Lida, Grodno - spotkania z Polakami.


9 września(niedziela) Sokółka - Warszawa (250 km)




--------------------------------------------------------------------------------

9 września(niedziela) przerwanie Rajdu
Uczestnicy rozjeżdżają się do domów - wracają 22 września (sobota) o godz. 10:00 do Katedry Polowej Wojska Polskiego przy ul.Długiej na nabożeństwo dziękczynne. Po nabożeństwie w zwartym szyku wjeżdżamy na Pl. Marszałka Piłsudskiego, przed Grób Nieznanego Żołnierza gdzie o godz. 12:00 nastąpi uroczyste zakończenie Rajdu i rozdanie nagród. Naszymi gośćmi podczas uroczystosci zakończenia Rajdu Katyńskiego będzie 350 delegatów na III Swiatowy Zjazd Polakow i Polonii świata, który w dniach 22-26.września będzie obradował w Warszawie. Wspólnie złożymy wieńce na Grobie Nieznanego Żołnierza.



--------------------------------------------------------------------------------
OPINIE

Witamy serdecznie
Wiktorze minął już tydzień od naszego powrotu z rajdu katyńskiego a ciągle jesteśmy myślami na rajdzie. Pragniemy podziękować za niezapomniane przeżycia, za dobrą lekcje historii i wspaniałą atmosferę tego rajdu która na zawsze zostanie w pamięci.Swoje podziękowanie kierujemy również do ludzi w kraju i zagranicy którzy przyczynili się do zorganizowania tego wspaniałego rajdu. Wyjeżdżając na rajd byliśmy przygotowani na gorsze warunki a niejednokrotnie byliśmy mile zaskoczeni, i już dzisiaj jesteśmy gotowi na uczestnictwo w następnym rajdzie katyńskim.
Pozdrawiamy J.H. Gładcy

Szanowny Komandorze,
dziękuję serdecznie za udział w rajdzie, był to dla mnie wyjazd szczególny nie tylko ze względu na możliwość poznania krajów w których nigdy nie byłem, ale przede wszystkim na wymiar duchowy i moralny tej wyprawy. Możliwość odwiedzenia miejsc mordu naszych Rodaków głeboko mnie poruszyła, sądzę, że warto było pokonać wiele niewygód i trudów, aby znaleść się w miejscach, które były mi znane dotychczas jedynie z literatury.
Dziękuję raz jeszcze, pozdrawiam serdecznie
Robert Sirek
Bielsko-Biała

Wiktorze,
Melduje sie juz z tej strony Oceanu. Jeszcze raz dziekuje za goscine i doswiadczenie rajdowe. To byly niesamowite chwile... Wiem juz, ze bez Rajdu nie bede mogl zyc!
Serdecznie pozdrawiam
Jacek Niemczyk

Witam Panie Wiktorze!
Stosownie do Pana sugestii postanowiłem podsumować Rajd swoim subiektywnym okiem. W ogólnej ocenie uważam go za bardzo udany. Nieoceniony przy tym jest zresztą Pana wkład, bo, krótko mówiąc, bez Pana, by go nie było. Jednak nie byłoby go również bez nas - uczestników - zarówno tych już doświadczonych, jaki i tych "zielonych", którzy co roku do niego dołączają. Pana jednak, odniosłem takie wrażenie (nie byłem w tym odosobniony), poszczególne osoby nie obchodziły! Dla Pana liczył się ogół, który, dzięki swojej potędze w liczebności, mógł zwrócić na siebie uwagę. A przecież ten ogół tworzą zawsze pojedynczy ludzie! Niestety, Pan niejednokrotnie wykazywał się względem rajdowców arogancją, ignorancją i pychą! Zdaję sobie sprawę, że jeden człowiek, któremu zresztą należy wiele zawdzięczać, nie jest w stanie kierować tak liczną grupą różnego pokroju ludzi! Trudno zresztą nawet tego oczekiwać. Jednak od tego powinni być grupowi, których powinien Pan codziennie instruować, kierować nimi, przekazywać wszelkie uwagi i sugestie, a tak niestety nie było. Ja akurat jestem zadowolony ze swojego grupowego - Jacka z Sokółki, ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia co grupa Czarna. śmiało mogę powiedzieć, że był to odpowiedni do tej roli człowiek, gdyż troszczył się o nas jak brat, choć też nie wiedział wszystkiego i kierował się często intuicją lub doświadczeniem wyniesionym z poprzedniego rajdu. Także, to co Pan robi od strony ideologicznej jest bardzo wartościowe i podpisuję się pod tym obiema rękoma, ale traci sporo blasku przez to niegodne traktowanie uczestników! Pan tylko potrafił powtarzać wciąż, że kto nie zdąży to jego sprawa, że nikt na nikogo nie będzie czekał, że jak mu się motocykl popsuje czy się zgubi, to niech sobie radzi sam! Jestem ciekaw jak by to wyglądało, gdyby Pan miał wypadek lub popsuł by się Panu motocykl? śmiem powątpiewać w to czy Rajd toczyłby się w sposób niezachwiany. Proszę się nad tym chwilę zastanowić, bo, choć nie życzę Panu tego, to kto wie co w przyszłości może się Panu przydarzyć? Dziękować Bogu możemy, że nic się nikomu nie stało! Bezwzględnie to Jego zasługa, a nie Pana! Pan zadbał o wiele, ale zapomniał o najważniejszym - żywym organizmie jakim są ludzie. I nie chodzi mi o zapewnienie nam hotelowego komfortu czy jedzenia na poziomie restauracyjnym. To wszystko było bez zarzutu, bo przecież każdy mógł coś zjeść (o ile zdążył nim usłyszał, że za 2 czy 5 minut odjeżdżamy!) i gdzieś się udać na spoczynek! Więcej nie trzeba było! Wielki tu zresztą ukłon w stronę Pana, Grzegorza i pewnie jeszcze wielu innych osób, dzięki którym było to możliwe, ale przecież "nie samym chlebem żyje człowiek..."! Reasumując, warto było jechać i wdzięczny jestem Panu, że dzięki Pana determinacji i poświęceniu mogłem tam być, poszerzyć swoje horyzonty, poznać "inny świat" i ludzi, zgłębić historię Polski i wynieść wiele pozytywnych wartości. Chwała Panu za to! Hańba natomiast za przedmiotowe traktowanie ludzi, bo bez nas, sam Pan by niczego nie osiągnął, a odnieść można było wrażenie, że w tym wszystkim, Pan realizuje swoje życiowe cele, nie bacząc jakim kosztem się to dzieje! Dlatego prócz głębokiego szacunku dla Pana, muszę powiedzieć, że powinien się Pan też wstydzić za swoje postępowanie, a nie jedynie "obrastać w piórka" i "puszyć" swoimi osiągnięciami! Jakże wielkim szacunkiem otaczał Pan spotykanych na trasie ludzi, których odwiedzaliśmy, a swoich pobratymców traktował jak psy! Mam nadzieję, że moje uwagi pomogą wyeliminować większość tych słabych stron Rajdu na przyszłość. Ja jednak póki co nie piszę się na kolejny, gdyż uważam, że jest to zbyt ryzykowne przedsięwzięcie i nie chcę liczyć następnym razem jedynie na opiekę Boga, mając świadomość, że nikt mi nie pomoże w razie wypadku, awarii czy zbłądzenia, a już w szczególności nie Pan! Jak Pan dobrze wie, przykład zawsze idzie z góry i ludzie bardzo często kierują się w ekstremalnych sytuacjach instynktami zwierzęcymi, a nie ludzkimi, skoro zamiast wsparcia, godnego traktowania i dania im dobrego przykładu, organizuje się "wyścig szczurów". Do tego wszystkiego, często spotykaliśmy się z brakiem konsekwencji w Pana decyzjach. Np. w Nowogródku miało być wspólne tankowanie, a ostatecznie była "wolna amerykanka". Przed granicą z Polską mieliśmy również zjechać na tankowanie, o czym jakoś Pan zapomniał, bo Pan paliwo miał, a co tam inni, niech się sami martwią! Mój kolega dojechał do Sokółki "na oparach" i na szczęście tylko 100 m przed stacją skończyło mu się paliwo. Poza tym, dużo ludzi przez to zostało po polskiej stronie z tymi szmatławymi pieniędzmi, którymi mogą sobie teraz jedynie cztery litery podetrzeć! Nie były to wprawdzie spore pieniądze, ale liczy się sam fakt, że jeszcze na sam koniec "wypiął" się Pan na nas! Nie rozumiem też sytuacji, w których bez przyczyny wyjeżdżaliśmy bladym świtem i przyjeżdżaliśmy do celu o "młodej porze" (tak było chociażby z przyjazdem do Ostaszkowa czy Katynia). Nie wiem czemu to miało służyć? Zdaję sobie sprawę, że łatwo się ocenia innych, ale uważam, że przy niewielkim wysiłku, mogło to wszystko znacznie lepiej wyglądać. Proszę jednak wybaczyć mi mój krytyczny ton i nie zapominać, że prócz niego mam też względem Pana wiele szacunku i wdzięczności za umożliwienie mi uczestnictwa w tak doniosłej sprawie dla Polski, Polaków jako narodu, Rodaków na wschodzie, Ukrainców, Rojan, Baiłorusinów i nas samych.
Łącze wyrazy szacunku - Adam Jucewicz

Bydgoszcz, dnia 10 września 2007r.
Minęło już jedenaście dni od zakończenia rajdu. Opadły emocje i w kilku zdaniach chciałbym wyrazić swoją opinię na temat tego wspaniałego przedsięwzięcia. Uczestniczyłem w nim po raz pierwszy i o dziwo, ogólnie wszystko mi się podobało. Podobały mi się patriotyczne cele rajdu, które zostały w pełni osiągnięte. Pozytywnie zaskoczyło mnie koleżeństwo i gotowość niesienia pomocy motocyklistom, którzy znaleźli się w potrzebie, a także skromność tych, którzy uczestniczyli w nim po raz kolejny. Jestem po prostu szczęśliwy, że mogłem w nim uczestniczyć.
WIKTOR - ROBISZ DOBRą ROBOTĘ.
Jeśli chodzi o pewne niedociągnięcia, to moim zdaniem powinna panować większa dyscyplina w grupach. Grupy powinny przemieszczać się razem w odpowiednich odległościach jedna od drugiej, tak jak miało to być w zamierzeniach. Jadąc całą grupą (około 10 motocykli) można by zatankować za jednym razem wszystkie maszyny, a dopiero po przybyciu do celu rozliczać się między sobą z należności finansowych. Jak odbywało się tankowanie to doskonale wszyscy wiemy. Praktyka pokazała, że w przyszłości należało by zabezpieczyć więcej lawet na niesprawne motocykle.
Kwatermistrz Rajdu
Jerzy DąBROWSKI

Dziekuje bardzo! Przepraszam serdecne, moj po polsku nie dobry i musie pisac list po angliescu...
Pan Victor... Thank you so much for allowing me to join such a wonderful family. I understand how much work is involved in organizing such an event and we can't thank you enough for all the time you spent to coordinate everything.
Pan Adam (a.k.a. Grand Puba)... Thank you so much for looking after me during the ride. We were an amazing group and had such fun... (sometimes too much fun).
Pan Andrew (from Auschwitz - Captain of the "fluorescent riders" :-] )... Thank you so much for translating and sharing your knowledge of the cemetaries we visited and for caring for my diary.
I understand that there is a meeting in September. Please note that I could put up people (four in beds and others on mats/sleeping bags) for some who may be coming from out of town. I would be grateful if you would pass this invitation in Polish to those who were on the ride as well as confirm when the meeting is.
Milego wieczoru!
Diana

Witaj Wiktorze
Jak tylko się dowiedziałem o Międzynarodowym Rajdzie Katyńskim jesienią 2006 i obejrzałem stronę www to od razu postanowiłem, że muszę pojechać. Nie zawiodłem się.
Uczestnictwo w VII MRK było dla mnie bardzo wzruszające. Te dwa tygodnie były jednymi z najważniejszych w moim dotychczasowym życiu. Nie potrafię pisać kwiecistych słów, jestem po prostu szczęśliwy, że mogłem to przeżyć. Tyle łez wzruszenia, które napełniały moje serce wielką radością, tylu wspaniałych ludzi rozumiejących się bez słów. Taka lekcja patriotyzmu jest teraz potrzebna wielu Polakom.
Było wspaniale, choć czasami niebezpiecznie. Moją zmorą była ogarniająca mnie senność podczas monotonnej jazdy w dużej grupie. Nie mogłem zapanować momentami nad opadającymi powiekami. Nie byłem w tym odosobniony. Lekarstwem okazała się jazda w mniejszej (kilkuosobowej) grupce ze zmiennym tempem jazdy. Dobrze, że na tym Rajdzie mieliśmy dobrą pogodę i można było czasami zdrzemnąć się na trawce. Nie było łatwo ale to sprzyja większej integracji. Na pewno nie był to mój ostatni Rajd. Dziękuję Wiktorze, że wkładasz tyle serca i pracy w przygotowanie i prowadzenie Rajdu. Niech twój rumak prowadzi jak najbezpieczniej przez następne Rajdy do naszych Rodaków na Wschodzie, do tych którzy potrzebują prawdy i do tych, którzy potrzebują modlitwy. Jestem całym sercem z Tobą. Uczestnik VII MRK Rafał Lusina

Drogi Wiktorze,
Już Ci dziękowałam osobiście za gościnę i możliwość uczestnictwa w Rajdzie Katyńskim. Pragnę również, abyś wiedział czym tak naprawdę była dla mnie ta wyprawa. Rajd pozwolił mi na nowo uwierzyć w ludzi - w ich otwarte serca. Spotkania z mieszkańcami kresów to doświadczenie, które na zawsze pozostaje w sercu i w pamięci. Takie spotkania sprawiają, że człowiek nabiera dystansu do własnych problemów i stara sie pomóc innym - tym, którzy naprawdę tego potrzebują, bo są sami. Wspólnota, którą stworzyliśmy jako uczestnicy Rajdu to coś więcej niż grupa przypadkowych ludzi jadących na motorach. Rozmawiałam z wieloma i uważam, że połączyła nas wielka pasja - milość do ludzi i współczujące i pamiętające serca dla tych, którzy tak szybko i niewinnie zginęli. Wspaniałe jest to, że w Rajdzie uczestniczy coraz więcej młodych, niezwykle wartościowych ludzi. To może tylko wróżyć lepsze jutro. Rajd byl również dla mnie najlepszą, bo żywą i prawdziwą lekcją historii. Uważam, ze każdy Polak powinien choc raz pojechać na kresy, pojechać z nami. Dziękuję Ci z całego serca za to co robisz.
Ela Kłosowska

Moje wspomnienie
VII Rajd Katyński powoli przechodzi do historii. Jeszcze tylko spotkanie w Katedrze Polowej WP, potem Plac Marszałka Piłsudskiego i pozostaną wspomnienia. Ale czy tylko? To był mój drugi rajd. Byłem do niego o wiele lepiej przygotowany pod każdym względem. Spotkanie z członkami grupy rozwiało moje obawy o kształt naszej współpracy. Spotkałem ludzi mądrych życiowo i wykształconych, przez co nasze obcowanie okazało się udane i przyjemne. Byliśmy razem do chwili rozwiązania rajdu. Dziękuję Wam za to. Dziękuję za wspólne przeżycia i jazdę. Jestem pewien, że warto było pozostać do końca. Będziemy teraz żyć satysfakcją, że przejechaliśmy każdy kilometr trasy z własnego wyboru, pokonując własne słabości. Niech każdy z Was w swym sumieniu odpowie sobie na pytanie, czy pamięta urlop, którym wciąż żyje po powrocie do domu? Czy witano Was kiedyś w kraju zmęczonych w taki sposób, jak to miało miejsce w Sokółce?
Czas refleksji dopiero nastąpi. Wszystko jest jeszcze za świeże. Wciąż jeszcze "jedziemy". Nie da się po tym, co przeżyliśmy wspólnie, tak po prostu iść do pracy i zapomnieć. Jestem pewien, że coś się zmieniło. Jesteśmy już innymi ludźmi. Wzbogaciliśmy nasze dusze. Nasza wrażliwość jest wyczulona, dostrzegamy i rozumiemy inne wartości. Takie zapomniane cnoty jak szlachetność, prawość, zacność czy uczciwość obywatelska, które cechują starsze pokolenia, nie są już dla nas truizmem. Jesteśmy na pewno lepsi. Wiem to, bo kiedy stałem wzruszony z pochodnią w ręku, widziałem także łzy w Waszych oczach. Przeżywaliśmy to uniesienie i czuliśmy wszyscy razem. Oczami wyobraźni byliśmy na apelu w Ostaszkowie, twerskiej kaźni i przy dołach grobowych w Miednoje. Widzieliśmy jak w katyńskim lesie strzelają w tył głowy, a kolejne zabłocone ciężarówki przywożą następne transporty. Widzieliśmy, jak kaci w półmroku, z naganem w ręku wrzeszczą i popychają kolejnych. Jednoczyliśmy się z rodzinami pomordowanych, którzy czekali na swoich najbliższych, ciągle wierząc, że kiedyś wrócą. Staliśmy na tej ziemi ze spuszczoną głową i ściśniętym gardłem. Będziemy o tym opowiadać. Będziemy przekonywać, że warto było jechać, aby przeżyć katharsis, aby obejrzeć ten swój własny film, aby mieć swój pogląd na historię i aby nikt nie wmawiał nam swojej prawdy. Warto było jechać, aby zrozumieć potrzebę mówienia o tym. Kiedy niedawno w zacnym towarzystwie opowiadałem o rajdzie, pewien jegomość krytycznie oceniając całe przedsięwzięcie wyraził tezę, że pielęgnujemy swoje klęski "Rzezi w historii było wiele, po co ta demonstracja? Dlaczego Ormianie nie robią najazdu na Stambuł?"… Cóż mogłem odpowiedzieć? "Zapewne nie mają u siebie takiego Wiktora Węgrzyna", rzekłem. Wszak Żydzi uczą swoją młodzież historii na miejscu w Oświęcimiu.
Prawda o tym rajdzie powoli, acz z wielkimi oporami przebija się do świadomości Polaków. Dzieje się tak, dzięki jego uczestnikom, dzięki oprawie i celowi, jakiemu służy. To nie jest wycieczka krajoznawcza. To jest nie lada wyzwanie dla każdego. Także dla tych, którzy jadą po raz kolejny. Bywa, że maszyny nie wytrzymują ciężkiej eksploatacji, czasem doskwierają niewygody i zła pogoda. Innym razem zmęczenie zbiera żniwo. Ale jest coś w zamian. Tylko my, którzyśmy tam byli wiemy co. Nie wszystko można opisać słowami. Te przeżycia duchowe, te ogniska, wspólne posiłki, ta serdeczność i te setki kilometrów drogi, które trzeba codziennie pokonać, aby jutro od nowa chłonąć dodatkową porcję wrażeń są cechą szczególną tej wyprawy.
Zanim jeszcze pojechałem, usłyszałem: cóż z ciebie za motocyklista, jeśli nie byłeś na Rajdzie Katyńskim? O czym będziesz wnukom opowiadał ???

Sławomir Iwanicki
Uczestnik VI i VII rajdu




--------------------------------------------------------------------------------
SPRAWOZDANIE Z VII-GO MIĘDZYNARODOWEGO MOTOCYKLOWEGO RAJDU KATYŃSKIEGO 25.08 - 09.09.2007r.


CEL RAJDU:
Złożenie hołdu Polskiemu Rycerstwu - Oficerom Wojska Polskiego, Policjantom, Żołnierzom KOP-u, Polskiej Inteligencji - pomordowanym przez komunistów i Niemców w Katyniu, Miednoje, Charkowie, w Kijowie-Bykowni, Kuropatach i we Lwowie na Wzgórzach Wuleckich. Złożenie hołdu żołnierzom Wojska Polskiego, poległym w walce "Za Wolność Naszą i Waszą".

UCZESTNICY:
W Rajdzie uczestniczyło 100 motocykli, 5 furgonów towarowych oraz jeden samochód osobowy z ekipą prywatnej TV z Łomży. Uczestnikami byli motocykliści z całej Polski, o bardzo różnych zawodach. Było 2 pilotów LOT-u - kapitanów Boeinga 767, 2 księży, był zakonnik, sędzia i górnik, 2 lekarzy, muzyk i architekt, byli studenci. Najmłodsza uczestniczka Rajdu była 17 letnia Roma Robaczewska z Poznania. Najstarszy był architekt z Lublina, pan Zbigniew Kirszak, miał 74 lata. W Rajdzie pojechało 5 motocyklistów z Chicago i po jednym z Kanady i Danii.
W Rajdzie pojechaly 4 dzielne dziewczyny na swoich motocyklach. Była to Diana Godard, dyplomatka Kanady z kanadyjskiej ambasady w Warszawie, była prawnik Grażyna Otola-Pawlica, z Chicago przyjechała Magda Huk- Dzika, założycielka i prezes polskiego klubu motocyklowego Sokół w Chicago, była Kazimiera Borowczyk. IPN wyslal furgon bagażowy, wypełniony książkami i przewodnikami po Kresach Rzeczypospolitej, pana dra Jerzego Kirszaka. Jego pogadanki przy ognisku były bezcenne. Zwracała uwagę duża grupa rozśpiewanej młodzieży, śpiewali wszyscy, był to najbardziej rozspiewany Rajd z dotychczasowych. Długo w noc rozbrzmiewał katyński las, polską pieśnią żołnierską, przy nocnym ognisku. Tak było w Kijowie - Bykowni, tak było w Miednoje i na każdym postoju.

TRASA RAJDU:
16 dniowa (6000 km.) Warszawa - Żółkiew - Lwów - Jazłowiec - Buczacz - Okopy Sw. Trójcy - Chocim - Zwaniec - Kamieniec Podolski - Bar - Brachilow - Berdyczów - Kijow-Bykownia - Charków - Kozielsk - Moskwa - Miednoje - Ostaszków - Katyń - Iwieniec - Slonim - Wolkowysk - Sokółka - Warszawa
Komandorem trasy był pan Jacek Kawczyński.

ROZPOCZĘCIE RAJDU:
Motocykliści zebrali się w dniu 24.08.2007 w świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie. Tu nastąpiła odprawa i podział na grupy.
Start Rajdu odbył się w dniu 25.08.2007 r. o godzinie 10:00, na Pl. Marszałka Józefa Piłsudskiego, przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Uroczystość była przygotowana i przeprowadzona przez Komendę Główną Policji i Wojsko Polskie. W uroczystości udział wzięła orkiestra i asysta honorowa Wojska Polskiego. W uroczystości uczestniczyli przedstawiciele MON, Policji, UDSKIOR, Kombatanci, Rodziny Katyńskie, Wspólnota Polska i inni.
Meldunek złożył Komandor Trasy Jacek Kawczyński Panu mjr Januszowi Brochwicz-Lewińskiemu, kawalerowi Krzyża Virtuti Militari, legendarnemu Gryfowi z Powstania Warszawskiego.
Ksiądz Prałat Zdzisław Peszkowski, kapelan Rodzin Katyńskich, przesłał ze szpitala w Aninie posłanie i pobłogosławił uczestników Rajdu. Kapitan Hieronim Pakulski, żołnierz AK i więzień Stalinogórska, wystrzałem z rewolweru dokonał honorowego startu.

ZŁOŻYLIśMY WIEŃCE:
w miejscach zbrodni komunistycznych, na cmentarzach w Katyniu, Miednoje, Charkowie, Kijowie - Bykowni, Minsku-Kuropatach. Odprawione zostały Msze święte za pomordowanych.
Złożyliśmy również wieńce na sąsiednich cmentarzach, gdzie spoczywają obywatele byłego ZSRR - mordowani w równie okrutny sposób. W uroczystościach często uczestniczyli przedstawiciele lokalnych władz.
Złożyliśmy wieniec w miejscu zbrodni niemieckich we Lwowie, na Wzgórzach Wuleckich.
Złożyliśmy wieńce na grobach żołnierzy polskich:
W Żółkwi, na grobie Hetmana Wielkiego Koronnego Stanisława Żółkiewskiego.
We Lwowie, na Cmentarzu Orląt Lwowskich, gdzie najmłodsi żołnierze Rzeczypospolitej w dniach 1 - 22 listopada 1918 roku walczyli i obronili polski Lwów.
Na grobie Marii Konopnickiej, Władysława Bełzy, Ordona, pod pomnikiem Adama Mickiewicza we Lwowie, tam po mszy w Katedrze, odprawionej przez Kardynała Jaworskiego, odbył się koncert polskiej pieśni patriotycznej.
W Brachiłowie, poległym w ciężkich walkach z bolszewikami pod Meżyrowem 27 kwietnia 1920 roku.
W Barze, poległym w 1920 roku w walce z bolszewikami, którzy w składzie 3 armii gen. Rydza-śmigłego bili się o wolną Ukrainę, wspólnie z oddziałami atamana Semena Petlury.
W Ostaszkowie, Slonimiu, Nowogrodku.
Odwiedziliśmy polskie twierdze w Chocimiu, Żwańcu, w Okopach św. Trójcy, Buczaczu, Jazłowcu i Kamieńcu Podolskim.

ZAINTERESOWANIE RAJDEM:
Rajd cieszył się bardzo dużym zainteresowaniem na całej trasie. Duża grupa motocykli udekorowanych flagami Polski i Ukrainy a później Rosji zwracała uwagę i zjednywała sympatię miejscowej ludności. Spotykaliśmy się z serdecznością na każdym kroku. Podczas całego Rajdu nie było ani jednego, wrogiego nam aktu.

SPOTKANIA:
Było ich wiele. W Zulkwi, we Lwowie, w Barze, w Brachilowie, Kijowie-Bykowni, w Charkowie, w Miednoje, w Smoleńsku, w Iwiencu,w Wolkowysku i innych miejscach. Spotykaliśmy Polaków na cmentarzach. To były silne przeżycia. Były łzy.
Szczególnie wzruszające były spotkania z dziećmi.
W Smoleńsku i w Miednoje odwiedziliśmy sierocińce dzieci rosyjskich. Dzieci śpiewały i tańczyły, my woziliśmy je motocyklami i obdarowaliśmy zabawkami, slodyczami i sprzetem sportowym. Radości było co niemiara. Dyrektor sierocińca w Miednoje, podobnie jak w Smoleńsku, prosił: nie omijajcie nas, przyjeżdżajcie za rok, popatrzcie ile radości sprawiliście tym biednym dzieciom.

WŁADZE:
Odnotowaliśmy dużą życzliwość władz na całej trasie Rajdu. Na terytorium Ukrainy częściowo, a na Białorusi zawsze, towarzyszyły nam eskorty policji, ułatwiając i znacznie przyspieszając przejazd. Na Białorusi Rajd wzbudził duże zainteresowanie milicji, wszędzie towarzyszyły nam kamery filmowe, jawne i ukryte.
Przejścia graniczne przekraczaliśmy sprawnie, poza kolejnością. Dotychczasowe klopoty przy wjezdzie na terytorium Rosji, gdzie zdarzyło się nam stać już 11 godzin, roku ubiegłym 7, przy 50 motocyklach, mamy za sobą, tym razem poszło b. sprawnie. 100 motocykli, 5 furgonów i jeden samochód osobowy odprawialiśmy w 5 godzin, - rekord.
To dzięki pomocy MSZ Polski i Rosji i Pana Jerzego Bahra, Ambasadora RP w Moskwie.
Na Ukrainie, a także w Rosji, w Miednoje i w Katyniu, w uroczystościach uczestniczyli przedstawiciele miejscowych władz.

MEDIA:
Nasze nadzieje, że po ubiegłorocznym patronacie TV Polonia, milczenie polskojęzycznych mediów zostanie przełamane, okazały się bezzasadne. Na mój list do nowego prezesa publicznej telewizji pana Urbańskiego, z prośbą o patronat, nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Zdumiewa arogancja tej firmy, utrzymywanej przeciez z pieniędzy podatnika.
Natomiast poza granicami Polski, podobnie jak w latach ubiegłych, obserwowaliśmy duże zainteresowanie mediów. Udzieliliśmy wielu wywiadów dla prasy, radia i TV. Były informacje o Rajdzie w telewizji smoleńskiej a na Ukrainie były informacje niemal codzienne - tak nas informowali napotkani ludzie.
Jedynie na Białorusi i w Polsce obowiązuje cisza medialna. O ile na Bialorusi można to jakoś wytłumaczyć, to w Polsce nie. Pan Urbański woli Kapitana Klosa i Czterech Pancernych.

DARY:
VII Rajd Katyński poprzedziliśmy zbiórką darów dla Polaków pozostałych na dawnych Kresach Rzeczypospolitej. Były to przede wszystkim książki: dzieła Sienkiewicza, Mickiewicza, Słowackiego, Norwida oraz wiele innych, podręczniki szkolne do nauki j. polskiego i historii, zeszyty, sprzet sportowy także słodycze, zabawki, koszulki, długopisy itp. Zawieźliśmy 150 par butów i 200 piłek futbolowych.
Proszę pamiętać, że na ziemiach tych przez dziesiątki lat polskość była tępiona, za polskość strzelano, wywożono na Syberię. Pozostały tam zrujnowane cmentarze, pałace również często w ruinie i ciągle jeszcze ludzie - Polacy kochający Polskę. I to dla nich spotkania z rodakami i książka polska są bezcenne.

Następujące instytucje i osoby prywatne bezinteresownie użyczyły nam pięć furgonów bagażowych, którymi mogliśmy przewieść dary:
1. Komenda Główna Policji
2. Pan Kazimierz Ducki
3. Pan Marek Mróz
4. Stowarzyszenie Expatria
5. IPN


WNIOSKI:
VII Rajd Katyński zakończył się pełnym sukcesem. Osiągnęliśmy wszystkie wyznaczone cele. Nawiązaliśmy wiele nowych przyjaźni. Wszystkie spotkania były wzruszające, a zwłaszcza z Polakami. Były łzy. Zapraszają nas, chcą nas gościć. Odniosłem wrażenie, że jesteśmy im potrzebni, ale Oni nam również ze swoim umiłowaniem Polski.
Motocykliści uczestniczący w VII Rajdzie Katyńskim zachowywali się wzorowo. W trudnych warunkach wykazali hart ducha najwyższej próby. To dżentelmeni i zapewniam, że nie przyniosą Polsce wstydu. Wokół szlachetnych celów, gromadzą się szlachetni ludzie.
Zamieszczone powyżej informacje o Rajdzie Katyńskim są suche i nie oddają atmosfery tych 2 tygodni, dlatego dołączam do tego sprawozdania kilka wrażen uczestników.





--------------------------------------------------------------------------------

NAGRODY



Ks. Prymas Józef Glemp, ufundował nagrodę dla Pana Marcina Gałeckiego z Siedlec - Chorążego VII Rajdu Katyńskiego - wybrany przez motocyklistów za najbardziej lubianego uczestnika Rajdu.

Nagrodę Pana Prezydenta Rzeczypospolitej, Ryszarda Kaczorowskiego, otrzymał Pan Kuba Michalski z Warszawy - za wielką pracę jaką włożył w przygotowanie VII Rajdu Katyńskiego - to człowiek niezwykle uczynny i koleżeński.

Ks. Zdzisław Peszkowski, kapelan Rodzin Katyńskich, ufundował nagrodę dla Pana Jacka Kawczynskiego z Chicago, wicekomandora Rajdu. Jacek jest jednym z najwierniejszych uczestników Rajdów Katyńskich. Tegoroczny Rajd jest jego piątym Rajdem. Zwykle dwa razy w roku (a czasem 3) przylatuje z Chicago, aby uczestniczyć w Rajdzie Katyńskim i w wiosennej inauguracji sezonu motocyklowego na Jasnej Górze. Czasem przylatuje na rajd "Ojców Naszych Starym Szlakiem"

Pan prof. Janusz Kurtyka prezes IPN, ufundował nagrodę dla Pana dr Jerzego Kirszaka z Wrocławia - za opracowanie historyczne Rajdu.

Pan gen. broni dr Franciszek Gągor, Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, ufundował nagrodę dla drugiego najpopularniejszego motocyklisty VII Rajdu - księdza Marka Doszko, proboszcza z podwarszawskiej Siennicy, dbającego o nasze dusze, kapelana motocyklistów, świetnego kolegę. Nie byłoby połowy Rajdu gdyby nie było ks. Marka. Jego wystąpienia w imieniu motocyklistów, rozmowy z dziećmi, także rosyjskimi, Jego takt, poczucie humoru, błyskotliwość, ujmujący sposób bycia, zjednują nam WSZYSTKICH

Pan insp. Tadeusz Budzik, Komendant Główny Policji ufundował nagrodę dla Pana aspiranta sztabowego Mariana Pisarka, szkolącego w podwarszawskim Legionowie młodych Policjantów. Marian, niezwykle koleżeński i uczynny, jedzie zwykle na końcu kolumny motocyklistów, furgonem użyczonym przez K. G. Policji z lawetą i zbiera uszkodzone motocykle. Jest zawsze tam gdzie jest potrzebny.

Pan gen. Miroslaw Kuśmierczak, Komendant Główny Straży Granicznej, ufundował nagrodę dla ks. Jana Zalewskiego z Danii, za hart ducha. Będąc w niezwykle trudnej sytuacji, Ksiądz Jan zachował zimna krew i ukończył Rajd w b. dobrej formie. Dla ks. Zalewskiego VII Rajd Katyński był dłuższy o ponad 2000 km.

Pan Frank Spula, Prezes Kongresu Polonii Amerykanskiej i Zwiazku Narodowego Polskiego ufundował nagrody dla piątki motocyklistów z Polskiego Klubu Motocyklowego "Sokół" w Chicago, uczestników VII Rajdu Katyńskiego, którzy na tegoroczny Rajd przyjechali ze swoją prezeska, Magdą Huk-Dzika na czele. Przyjechali w składzie: Józef Zieliński. Jacek Kawczyński, Elżbieta Kłosowska, Jacek Niemczyk.
Jacek Kawczyński był wicekomandorem VII Rajdu Katyńskiego, a Jacek Niemczyk, dziennikarz Radia 1030 i TV Polvisjon w Chicago, nadawał codzienne sprawozdania z trasy Rajdu do Chicago i Nowego Yorku.

Pani Virginia Sikora, Prezeska Zwiazku Polek w Ameryce, ufundowała nagrodę dla najmłodszej uczestniczki VII Rajdu Katyńskiego, 17 letniej Romy Robaczewskiej z Poznania, która wraz z Tatą w doskonałej formie przejechała Rajd.

Pan prof. Andrzej Stelmachowski, Prezes Stow. Wspólnota Polska, ufundował nagrodę dla Pana Piotra Jurka z Kanady, który wraz z ze swoją siostrą Dominiką przejechał Rajd Katyński w doskonałej formie.

Pan mec. Les Kuczynski, Prezes Rady Polonii Swiata, ufundował nagrodę dla Pani Diana Godard, dyplomatki Kanadyjskiej, pracującej w ambasadzie Kanady w Warszawie. Ta urocza, zawsze uśmiechnięta dziewczyna była trzecim, najbardziej lubianym przez motocyklistów, uczestnikiem VII Rajdu Katyńskiego.
Pan mecenas ufundował również nagrodę dla Pana Zbigniewa Kirszaka, najstarszego uczestnika Rajdu, 74 letniego architekta, taty Jurka Kirszaka, historyka Rajdu,

Komandor Trasy - Jacek Kawczynski, ufundował nagrodę specjalną dla Pana Grzegorza Ficonia, mechanika i kucharza Rajdu. Człowiek niezwykły, potrafi naprawić motocykl i ugotować świetną zupę. Dzięki Grzesiowi nikt nigdy nie był głodny.

W Rajdzie pojechały cztery dzielne dziewczyny, kierujące swoimi motocyklami. Kanadyjka Diana Godard, Magda Huk-Dzika z Chicago, Grazyna Otola-Pawlica i Kazimiera Borowczyk. Dla Tych dzielnych dziewczyn nagrody ufundował Komandor Rajdu Wiktor Węgrzyn.

Polish Catholics do not seek reparations, moral or financial, from Jews.

Polish Catholics do not seek reparations, moral or financial, from Jews.
Sarasota Herald Tribune, Assoc. Press, p.9, March 13, 2001.


Some years ago Professor Jan Tomasz Gross wrote a well-documented book entitled Revolution from abroad: The Soviet Conquest of Poland’s Western Ukraine and Western Belorussia. In this work, published by Princeton University Press, Gross gave substantial evidence of the complicity of some Polish Jews in the murder of thousands of Polish Catholics by the Soviet forces who occupied much of Poland in September of 1939 during the joint Soviet-Nazi invasion of that country. This extensively footnoted book was received with stony silence by the journals, which might have been expected to review it, from the professional quarterly Slavic Review to the New York Times. Indeed, professor Gross was essentially put in a state of hostile isolation by many persons in the literary and professional Slavic community.

Apparently Professor Gross has now worked his passage back into "politically correct society" with his recent Neighbors, also published by Princeton University Press. Relying principally on recollections of a Polish-Jewish Communist official (Szmul Wasersztajn aka "Calka"), Gross has produced a thin argument to the effect that In 1941 Polish civilians from the village of Jedwabne drove 1600 Jews into a barn and burned them to death. The geometrical improbability of the spectacle aside (the farmer who owned the barn owned only four acres), one wonders how such a scantily researched book can receive the instant cachets of the same journals which had simply ignored Revolution from Abroad

There seems to be a pattern of alleging murders of Jews in areas of Poland, which shifted from Soviet to German control in- June of 1941. The widespread collaboration of some Jews in fingering priests, schoolteachers, Landowners, physicians, sat other professionals (spoken of by Gross in his earlier works) certainly led to retribution against the guilty dining Soviet withdrawals. This does not translate into genocidal pogroms, which were staged by the Germans. That the Polish Underground Army did retaliate against collaborators either with the Nazis or the Soviets is not denied. That innocent perished with the guilty in such retaliations is commonplace in wartime conditions, but for anyone to mistake such retaliations as anti-Semitic rage whenever the collaborators were Jews is simply absurd.

Furthermore, nobody denies that there were evil individuals in the Polish population who did murder Jews during the War. But they carried out their crimes understanding that they were explicitly forbidden by the Polish Underground government and carried the death sentence from that government.

In Israel, within a short walk of the Yad Vashem memorial to Jewish victims of the Holocaust, is the site of Deir Yassin, where the Stem Gang/Irgun activists of Yitsak Shaniir and Menachem Begin (later Prime Ministers of Israel) slaughtered all the men, women and children in the unfortunate Arab village on April 9, 1948. This is an example of an organized atrocity against civilians committed by an official national body. Nothing like that was ever carried out by any official organization of Polish Catholics during the horrific years of World War II (in which over three million Polish Catholics died at both Soviet and German-Nazi hands).

We have long passed the time when Poles should feel they have to dedicate time and energy to answering "national guilt" charges like those made in Neighbors. After a fifty-year occupation of Poland by the Soviets, we can simply observe that during this entire wretched period the probability of a crime committed by a Polish Catholic against a Polish Jew was much less than a crime committed by a Polish Jew against a Polish Catholic. There are many evidences that this is so, Including the earlier work by Professor Gross as well as John Sack’s An Eye for an E~ The leadership of the dreaded US (communist secret police) by Jakub Berman (of which Szmul Wasersztajn, the chief source of Neighbors was a member) is a matter of record. The collaboration between the "Jewish committees" and the NKVD in Soviet occupied Poland is also a matter of record. The last memory of Poland by many a Polish Catholic before the door was slammed shut on a boxcar bound for Siberia was that of a Jewish militiaman slamming the door. There was no similar collaboration between Polish Catholics and the Nazis. Nevertheless, Polish Catholics do not seek reparations, moral or financial, from Jews. They hope that mutual respect can replace the rather counterproductive charge and countercharge pattern which Neighbors engenders. Enough is definitely enough.



Prof. I. C. Pogonowski,

Czy USA staje się państwem policyjnym z pomocą Izraela?

Czy USA staje się państwem policyjnym z pomocą Izraela?


Czy USA staje się państwem policyjnym z pomocą Izraela?

Ojciec Święty Bendict XVI chwalił USA w dniu 17 kwietnia 2008, za charakterystyczną dla tego kraju wolność. Szkoda, że nikt nie był w stanie wyjaśnić Ojcu Świętemu, że „wolność amerykańska jest częścią minionej historii.” Przez ostatnie siedem lat USA przechodziło ewolucję na państwo, coraz bardziej rygorystycznie policyjne oraz że nie ma znaków na ziemi i na niebie, że ten proces nie będzie dalej postępował.

Centrum „Global Research” opublikowało 18go kwietnia 2008, wcześniejszy artykuł Larry Chin’a pod tytułem „Państwo policyjne USA krzepnie z pomocą Izraela: Rosnąca rola Izraela w wewnętrznych policyjnych i szpiegowskich akcjach w USA”, według New York Times dzieje się to pod płaszczykiem zwalczania terroryzmu.

Propaganda policji pod hasłem: „Samobójcze wybuchy bomb wnet nastąpią w USA?” ma miejsce w celu zastraszania Amerykanów i przekonania ich, że na pewno wkrótce nastąpią w USA ataki terrorystów na wielką skalę.” Podejrzewa się, że ataki te ma inicjować sama policja, z pomocą fachowców z Izraela, w celu wzmocnienia kandydatury na prezydenta Hillary Clinton, jak też podniesienia stanu armii USA o 100,000, przy jednoczesnym zwiększeniu rekrutowania w wyższych szkołach, niby w imię bezpieczeństwa USA.

Kongres ustanowił „Patriot Act” jako permanentny według nakazu przywódców „Nowego Porządku Świata” i w celu ustalania permanentnej tyranii na świecie od 12 września 2001, czyli następnego dnia po prowokacji zburzenia wieżowców nowojorskich w „magicznym” dniu 11 września 2001, którego data, według zapisu amerykańskiego jest 9,11, taka sama jak standardowy w USA numer telefonu w celu wzywania pomocy na wypadek pożaru, choroby, wypadku, etc.

Kazano szefowi policji w Seattle, nazwiskiem Gil Kerlikowske, wydać ogłoszenie, że stoimy wobec nadchodzących ataków samobójczych, które rozpowszechniły się w Izraelu przez zrozpaczonych prześladowaniem Arabów. Centra zapobiegawcze używają robotów do ćwiczeń w wykrywaniu bomb i materiałów wybuchowych oraz zniewalania samobójczych zamachowców, którzy jakoby wszędzie czyhają w USA.

Na dworcach kolejki podziemnej policja w Nowym Jorku bada podejrzany bagaż. Doświadczenie w Izraelu i w Londynie jest udostępniane szefom policji w USA. Rutynowo grupy policjantów z USA jeżdżą do Izraela i przywożą agentów z Izraela do USA, żeby byli doradcami i trenerami w komisariatach policji w miastach amerykańskich jako specjaliści w arkanach nadzoru i wykrywania terrorystów samobójczych oraz ich aresztowania.

Agenci Izraela mają najbardziej gruntowny wywiad w USA, po Chinach i Rosji i korzystają teraz z okazji „trenowania” Amerykanów jak znajdywać „agitatorów” rekrutujących samobójców oraz wypatrujących miejsca dogodne do ataku samobójczego. Jest to system prania mózgów ludzi w USA, żeby byli solidarni z Izraelem w konflikcie z Arabami.

Policjanci są trenowani, żeby w razie utożsamienia pojedynczego terrorysty nie strzelać, jak zwykle, w jego piersi, ale w głowę, tak żeby na pewno nie spowodować eksplozji bomby pod bluzką. Według tego systemu, strzałem w głowę został przez pomyłkę zabity w Londynie zupełnie niewinny Brazylijczyk. Coraz bliższe więzy policji w USA z agentami z Izraela spowodowało protesty obywateli amerykańskich wyznania muzułmańskiego przeciwko prześladowaniu ich przez policję miejscową.
Policja używa skrótów na słowa: „Arab z aparatem fotograficznym,” żeby chronić jakoby zagrożone mosty, elektrownie i zbiorniki wody pitnej. Rzecznik Rady Amerykano-Islamskiej, Ibrahim Hooper powiedział w Waszyngtonie, że metody importowane z Izraela polegają na arbitralnym przechwytywaniu ludzi przez tajną policję na lotniskach etc. Metody te jak wiadomo wywołują wściekłość Palestyńczyków, którzy są co dzień w ten sposób szykanowani. Hooper protestuje przeciwko stosowaniu tych metod w USA.

Generał policji, Żyd izraelski stacjonowany w ambasadzie Izraela w Waszyngtonie odwiedza komisariaty policji w USA i szef Kerlikowske spodziewa się go w Seattle, na program jako trenera policji miejscowej, żeby poznali lepiej metody stosowane w stosunku do Arabów w Izraelu. Chodzi o metody takie, jakie są potrzebne w wykrywaniu potencjalnych terrorystów samobójczych, ponieważ trzeba być w pogotowiu „nie jest to kwestia czy, jest to kwestia, kiedy nastąpi atak terroru” w Seattle i innych miastach amerykańskich.

Szefowie 18,000 stanowych i miejskich oddziałów policji w USA narzekają na brak wiedzy jak wykrywać potencjalnych terrorystów samobójców. Wystraszeni propagandą neokonserwatystów-syjonistów obawiają się, że jesteśmy w „wojnie globalnej przeciwko terrorystom.” Policja w Nowym Jorku utrzymuje w Izraelu stałego agenta, mówiącego po hebrajsku, który wraca często i uczy, jakie metody Żydzi stosują wobec Arabów, w celu zabezpieczania ruchu ulicznego oraz autobusów i kolejek, za pomocą przeszukiwania bagaży i pakunków.

W Nowym Jorku program inspekcji pakunków przeciw terrorystom ma budżet miliona dolarów na tydzień. Departament „Homeland Security” pod talmudycznym Żydem, Michael’am Chertov’em, opłaca koszt stosowania maszyn rentgenowskich do prześwietlania bagaży i pakunków. Generał z Policji Państwowej Izraela stacjonowany w ambasadzie Izraela w Waszyngtonie, Simon Perry powiedział: „Do ataku terrorystycznego potrzeba dwu rzeczy: zasobów materialnych i motywacji. O materiały wybuchowe jest łatwo, tak, że obecnie kwestią jest tylko motywacja.”

Do Polski przyjeżdżają wycieczki z Izraela ze zbrojną obstawą agentów izraelskich służb specjalnych, które nieraz biją przechodniów nie-Żydów, jak to zdarzyło się w Krakowie na Kazimierzu. W pewnym sensie Polska upodabnia się więc do USA, w którym to państwie, coraz częściej słyszy się pytanie: „Czy USA z pomocą Izraela staje się państwem policyjnym?”



Dodano/uzupełniono: 2008-04-18


--------------------------------------------------------------------------------
Copyright © Iwo Cyprian Pogonowski
www.pogonowski.com

Żydowski Związek Wojskowy ŻZW, Polish for Jewish Military Union Poland

Żydowski Związek Wojskowy ŻZW, Polish for Jewish Military Union Poland

Wykłady prof. Nowaka wywołały konflikt w KIK?
prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak (2008-04-18)
Aktualności dnia
słuchajzapisz
was an underground resistance organization operating during World War II in the area of the Warsaw Ghetto and fighting during the Warsaw Ghetto Uprising. It was formed primarily of former officers of the Polish Army in late 1939, soon after the start of the German occupation of Poland.

Due to its close ties with the all-national Armia Krajowa (AK), after the war the Communist authorities of Poland suppressed the publication of books and articles on ŻZW, whose role in the uprising in the ghetto was undervalued,[1] as opposed to a leftist Jewish organization Żydowska Organizacja Bojowa (Jewish Fighting Organization), whose role in the struggle is better covered in modern monographs and often overstated.


History

Formation

Heroes of the Warsaw Ghetto memorial in WarsawThe ŻZW was formed some time in November of 1939, immediately after the German and Soviet conquest of Poland. Among its founding members was Dawid Mordechaj Apfelbaum[3], a pre-war Lieutenant of the Polish Army,[4] who proposed his former superior, Captain Henryk Iwański, to form a Jewish en cadre resistance group in collaboration with other Polish resistance organizations being formed at that time[2]. At the end of December such an organization was indeed formed and received the name of Żydowski Związek Walki. On January 30, 1940, its existence was approved by General Władysław Sikorski, the Polish commander in chief and the prime minister of the Polish Government in Exile.

Initially consisting of only 39 men, each armed with a Vis pistol, with time it had grown to become one of the most numerous and most notable Jewish resistance organizations in Poland. Between 1940 and 1942 additional cells were formed in most major towns of Poland, including the most notable groups in Lublin, Lwów and Stanisławów. Although initially formed entirely by professional soldiers, with time it also included members of pre-war right wing Jewish-Polish parties such as Betar (among them Perec Laskier, Lowa Swerin, Paweł Frenkel, Merediks, Langleben and Rosenfeld), Hatzohar (Joel Białobrow, Dawid Wdowiński) and the revisionist faction of the Polish Zionist Party (Leib "Leon" Rodal and Meir Klingbeil).

The ŻZW was formed in close ties with Iwański's organization and initially focused primarily on acquisition of arms and preparation of a large action in which all of its members could escape to Hungary, from where they wanted to flee to Great Britain where the Polish Army was being re-created[2]. With time however it was decided that the members stay in occupied Poland to help organize the struggle against the occupants. In the later period the ŻZW focused on acquisition of arms for the future struggle as well as on helping the Jews to escape the ghettos, created in almost every town in German-held Poland. Thanks to the close ties with the Związek Walki Zbrojnej and then the AK (mainly through Iwański's Security Corps, the Polish underground police force), the ŻZW received a large number of guns and armaments, as well as training of their members by professional officers. Those resistance organizations also provided help with weapons and ammunition acquisition, as well as with organizing the escapes.

Although the ŻZW was active in a number of towns in Poland, it's major headquarters remained in Warsaw. When most of the Jewish inhabitants were forced into the Warsaw Ghetto, the ŻZW remained in contact with the outside world through Iwański and a number of other officers on the Aryan side. By the summer of 1942, the Union had 320 well-armed[5] members in Warsaw alone. During the first large deportation from the Warsaw Ghetto, the ŻZW received the news of the German plans and managed to hide most of its members in bunkers, which resulted in only up to 20 of them being arrested by the Germans[2]. Although Dawid Mordechaj Apfelbaum could not convince Adam Czerniaków to start an armed uprising against the Germans during the deportation, the organization managed to preserve most of its members - and assets. It also started to train more members and by January of 1943 it already had roughly 500 men at arms in Warsaw alone. In addition, the technological department of the ŻZW, together with Capt. Cezary Ketling's group of the PLAN resistance organization managed to dig up two secret tunnels under the walls of the ghetto, providing contact with the outside and allowing smuggling of arms into the ghetto.


Structure
The commander of the ŻZW at the time of the uprising was Dr. Paweł Frenkiel, [6] though others have mentioned Apfelbaum [1] and Dawid Wdowiński (although this citation is not certain due to lack of documents and sources). The organization was divided onto groups of five soldiers. Three groups formed a unit, four units formed a platoon and four platoons - a company, composed of roughly 240 men. In early January of 1943 the ŻZW had two entirely-manned and fully-armed companies and two additional en cadre companies, to be manned by newly-arrived volunteers when need arises. This indeed happened in April of 1943, though the actual number of ŻZW soldiers to take part in the Uprising is a matter of debate.[1] Apart from the fighting groups, the ŻZW was organized into several departments:[1]

Information Department, directed by Leon Rodal;
Organization Department, directed by Paweł Frenkel;
Supply Department ("Kwatermistrzowski"), directed by Leon Wajnsztok;
Finances Department, without a director;
Communication Department (contacts with Armia Krajowa mainly), directed by Dawid Apfelbaum;
Medical Department led by dr Józef Celmajster (under pseudonym Niemirski);
Juridicial Department under Dawid Szulman;
Saving (Ratowanie) Department (transporting Jewish children and others outside the ghetto), under Kalma Mendelson;
Department of Technology, Transport and Supplies (which, among other things, built two tunnels under the Ghetto walls) led by Hanoch Federbusz;
Military Department under Paweł Frenkel and Dawid Apfelbaum.

[edit] Warsaw Ghetto Uprising
During the Warsaw Ghetto Uprising ŻZW is said to have had about 400 well-armed fighters grouped in 11 units. ŻZW fought together with AK fighters in Muranowska street (4 units under Frenkel). Dawid M. Apfelbaum took position in Miła street. Heniek Federbusz group organized a strong pocket of resistance in a house near Zamenhoff street. Jan Pika unit took position in Miła street, while unit of Leizer Staniewicz fought in the Nalewki, Gęsia street and Franciszkańska street. Dawid Berliński's group took position in second part of Nalewki. Roman Winsztok commanded group near Muranowska, where also the headquarters of the Union was located (Muranowska 7/9 street). Photograph of ZZW headquarters at 2 Muranow Street Warsaw


After the war
Already during the war the influence and the importance of the Żydowski Związek Wojskowy was being downgraded. The surviving commanders of the leftist ŻOB either did not mention the ŻZW's fight in the Warsaw Ghetto Uprising in their writings at all,[1] or belittled its importance.[7] Also the war-time Soviet propaganda did only briefly mention the fighters as they collided with its aims of presenting the Soviet Union as the only defender of the European Jewry.[8] In addition, except for Dawid Wdowiński none of the high-ranking commanders of the ŻZW survived the war to tell their part of the story and it was not until 1963 that Wdowiński's memoirs were published.

This led to a number of myths concerning both the ŻZW and the Uprising being commonly repeated in many modern publications. This was even strengthened by the post-war propaganda of the Polish communists, who openly underlined the value of the leftist Żydowska Organizacja Bojowa, while suppressed all publications on the Armia Krajowa-backed ŻZW.

The “Contact” ring used as a sign between the ŻZW and the Armia Krajowa is displayed in Yad Vashem. A means of identification, used in particular during meetings of higher level officers, were two identical gold rings set with a red stone engraved with Jewish symbols. It was not enough for the contacts to show the ring, they were expected to explain the significance of the symbols.

The ring that was in the possession of the Jewish underground fighters, was destroyed in the ruins of the Ghetto. Its twin remained in the hands of Henryk Iwanski, the leader of the Polish underground and later brought to the museum in Jerusalem, Israel.
Zapomniani żołnierze ŻZW
Maciej Kledzik 18-04-2008, ostatnia aktualizacja 18-04-2008 18:00
Przez ponad 60 lat bojowcy ŻOB nie podjęli dialogu z komabatantami Żydowskiego Związku Wojskowego. Nie ustalono jednej, prawdziwej wersji działań powstańczych


źródło: Żydowski Instytut Historyczny
Dowódca "Wielkiej Akcji" Juergen Stroop po wkroczeniu na teren warszawskiego getta

źródło: Żydowski Instytut Historyczny
Niemieckie działko u zbiegu ulic Franciszkańskiej i Bonifraterskiej
+zobacz więcejW PRL utrwalano w świadomości co najmniej dwóch pokoleń Polaków, że dowódcą powstania w getcie był Mordechaj Anielewicz stojący na czele 700 bojowców z Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB). Stawiano im pomniki, ich imionami nazywano ulice, skwery, instytucje. Dopiero w ostatnich kilku latach zaczęto w Polsce przedstawiać nowe fakty, znane od dziesiątków lat w Izraelu, i to bardzo ostrożnie, by nie urazić kilku żyjących wśród nas bohaterów z ŻOB.


Skrupulatność Stroopa

Raport Jürgena Stroopa, dowódcy SS i Policji na Dystrykt Warszawski, pisany od 20 kwietnia do 24 maja 1943 r., jest bezosobowym dokumentem eksterminacji mieszkańców getta i – jak pisał – żydowskich bandytów oraz polskich terrorystów. Z niemiecką skrupulatnością Stroop wylicza schwytanych i zastrzelonych Żydów, zlikwidowane bunkry, zdobytą broń, waluty, kosztowności. W raporcie nie pada ani jedno nazwisko, chociaż po największej bitwie stoczonej 27 kwietnia na placu Muranowskim przeciwko kompaniom Żydowskiego Związku Wojskowego i plutonowi Organizacji Wojskowej- Korpusu Bezpieczeństwa z AK wymienia, że ujęto 17 Polaków, w tym dwóch polskich policjantów, a także „jednego z założycieli i przywódców żydowsko-polskiej organizacji wojskowej”.

Stroop wszystkich bez wyjątku jeńców rozstrzeliwał, ale na pewno przedtem przesłuchiwał i wiedział, że przeciwko jego jednostkom walczą żołnierze ŻZW i bojowcy ŻOB. To widać z raportu. Pod datą 6 maja napisał: „dotychczas nie stwierdzono z całą pewnością, że tzw. kierownictwo partyjne Żydów (PPR) zostało ujęte lub zgładzone”. 8 maja informował o zlikwidowaniu „kierownictwa partyjnego”.


Wymazani z historii

Dawid Wdowiński, w II RP prezes Polskiej Partii Syjonistycznej Organizacji Rewizjonistów, w wydanej w 1963 r. w Nowym Jorku książce „And we are not saved” (nieprzetłumaczonej na język polski) pisze, że w październiku i w listopadzie 1939 r. w Warszawie spotkała się grupa Żydów, oficerów polskich, reprezentujących prawicowe organizacje polityczne: Betar (Perec Laskier, Lowa Swerin, Paweł Frenkel, Merediks, Langleben i Rosenfeld), Hatzohar (m.in. Joel Białobrow, Dawid Wdowiński) oraz Rewizjonistów (Leib „Leon” Rodal i Meir Klingbeil). Oficerowie ci powołali Żydowski Związek Wojskowy. Na komendanta wojskowego wybrano Pawła Frenkla.

Kapitan WP Henryk Iwański, współpracujący z ŻZW z polecenia KG ZWZ, później AK, wymienia we wspomnieniach z listopada 1939 r. jeszcze por. Dawida Moryca Apfelbauma, z którym walczył w jednym pułku w obronie Warszawy, ppor. Henryka Lipszyca, pchor. Kałmana Mendelsona (po wojnie Madanowskiego) i mgr. prawa Białoskóra. Napisał: „W 1940 r. Mendelson zorganizował grupę 12 mężczyzn uzbrojonych w 4 pistolety. Przechowywali broń w piwnicach domu Karmelicka 5”.

W kwietniu 1942 r. ŻZW liczył już ok. 500 wyszkolonych żołnierzy w kilku kompaniach dowodzonych przez ok. 20 oficerów WP pochodzenia żydowskiego. Od połowy września 1942 r. do kwietnia 1943 r. trzy kompanie ŻZW były skoszarowane na terenie getta i uzbrojone m.in. w karabiny i pistolety maszynowe. Dowództwo mieściło się w domu przy ul Muranowskiej 7 – 9, skąd prowadził na stroną aryjską podziemny tunel.

Żydowska Organizacja Bojowa powstała w połowie 1942 r. z organizacji bojowych kierowanych przez komunistów i syjonistów. W porównaniu z ŻZW była słabo uzbrojona, głównie w pistolety, granaty, butelki zapalające i materiały wybuchowe.

6 kwietnia 1943 r. ŻZW otrzymał od AK informację o zaplanowanym na 19 kwietnia wysiedleniu Żydów z getta. Miał to być prezent dla Hitlera z okazji jego urodzin przypadających 20 kwietnia. Kpt. Apfelbaum przekazał wiadomość dowódcy ŻOB Anielewiczowi.

Obie organizacje podzieliły między siebie stanowiska obronne na terytorium getta. ŻOB miała obsadzić domy przy ul. Zamenhofa, Miłej, Gęsiej i Nalewkach, a 11 kompanii ŻZW – pl. Muranowski, ul. Muranowską i Nalewki od domu pod nr. 38, wzmacniając także pozycje zajęte przez słabo uzbrojone oddziały ŻOB. Paweł Frenkel uzgadniał te plany z Mordechajem Anielewiczem.

Muranowską obsadziły cztery kompanie ŻZW. Osobiste dowództwo nad obroną całej ulicy objął Frenkel. Kompania 5. pod dowództwem Dawida M. Apfelbauma zajęła stanowiska w domu przy Miłej 10. Kompania 6. dowodzona przez Heńka Federbusza obsadziła dom przy Zamenhofa. Kompania 7. z Janem Piką zajęła stanowiska wokół ulicy Miłej. Kompania 8. Leizara Staniewicza kontrolowała Nalewki, Gęsią i Franciszkańską, a 9. z Dawidem Berlińskim część Nalewek. Kompania 10. zajęła pozycje wokół Franciszkańskiej, a 11. z Romanem Winsztokiem przy Muranowskiej. Razem kompanie liczyły około 400 żołnierzy, w ich skład wchodziło od kilkunastu do 50 osób. W porównaniu z oddziałami ŻOB (podawana liczba 700 bojowców wydaje się zawyżona, Marek Edelman mówił Hannie Krall, autorce książki „Zdążyć przed Panem Bogiem”, że było ich 220) były one dobrze uzbrojone.

W połowie kwietnia dowództwo ŻOB odmówiło wojskowego podporządkowania się ŻZW. Dlaczego?


Katyń podzielił powstańców?

Abram Lewi (Ryszard Walewski), komunista, który w czasie powstania w getcie walczył u boku ŻZW, gdyż ŻOB nie przyjęła go do swoich szeregów, napisał w relacji przechowywanej w Instytucie Żabotyńskiego w Tel Awiwie, że ŻOB dążyła do wyłącznego panowania w getcie. I że z jego inicjatywy (nikt inny tego nie potwierdził) przed rozpoczęciem walk centralne getto zostało jednak podzielone na dwa okręgi wojskowe, jeden broniony przez ŻOB, a drugi, z placem Muranowskim, przez ŻZW.

Faktem jest, że ŻOB i ŻZW współdziałały ze sobą w walkach. Na przykład wraz z oddziałem pod dowództwem Marka Edelmana, broniącym szczotkarni, walczyła grupa ŻZW Chaima Łopaty. Marian Turski zapytał Marka Edelmana w wywiadzie dla tygodnika „Polityka” (nr 13/1993), czy po upływie pół wieku zmienił swój stosunek od ŻZW, którego nie wymienia w swoich wspomnieniach z walczącego getta. Edelman odpowiedział, że była grupa rewizjonistów, którzy chcieli przewodzić walce zbrojnej w getcie, ale mieli nikłe poparcie. Rewizjoniści szybko chcieli się przebić na aryjską stronę, nie mieli wpływu na przebieg powstania, na nastrój, na formowanie psychiki i oporu. O ich walkach przy ul. Muranowskiej wie tylko tyle, ile podał w raportach niemiecki generał Stroop.

Myślę, że 12 kwietnia w sztabie ŻZW przy Muranowskiej 7 odebrano drogą radiową (z zachowanej relacji Ringelbluma wynika, że był tam wysokiej jakości radioodbiornik) informacje niemieckie o odkryciu w lesie katyńskim masowych grobów polskich oficerów, wśród nich także narodowości żydowskiej. Usłyszano też o zwróceniu się rządu RP do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o przeprowadzenie dochodzenia i ustalenie sprawców mordu. To stało się pretekstem dla Stalina do zerwania 25 kwietnia stosunków dyplomatycznych z emigracyjnym rządem polskim. Ta informacja mogła spowodować rozłam między obiema żydowskimi organizacjami wojskowymi walczącymi w getcie.

ŻZW (prawicowy i centroprawicowy), jak należy sądzić, opowiedział się po stronie rządu polskiego, ŻOB (lewicowa, komunistyczna) zdecydowanie po stronie Moskwy. W obliczu nieuchronnej zagłady getta nie powinno to mieć większego znaczenia. A jednak. Po wojnie ocaleli ŻOB-owcy ogłosili swoją historię powstania w getcie bez udziału ŻZW.


ŻZW walczył naprawdę

Jak trudno odkłamać historię, świadczy wydana kilka lat temu książka „Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście” (Wydawnictwo Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, Warszawa 2001). Barbara Engelking i Jacek Leociak piszą w niej: „Wg relacji Władysława »Żarskiego« Zajdlera 27 kwietnia 18-osobowy oddział AK pod dowództwem Henryka Iwańskiego »Bystrego« i samego »Żarskiego« wspólnie z oddziałem ŻZW pod dowództwem Dawida Apfelbauma stoczył na terenie getta całodzienną walkę z Niemcami. Ta wspólna walka nie znajduje jednak potwierdzenia w innych źródłach, a wiadomo ponadto, że bojowcy ŻZW wcześniej opuścili getto”.

A przecież płk Iranek Osiecki, szef wywiadu Komendy Głównej AK, w książce „Kto ratuje jedno życie... Polacy i Żydzi 1939 – 1945”, wydanej w Londynie w 1968 r., pisze w szczegółach o bitwie 27 kwietnia na terenie getta. Razem z ŻZW walczył oddział Korpusu Bezpieczeństwa dowodzony przez mjr. Henryka Iwańskiego „Bystrego”, w którego skład wchodziła drużyna kpt. Władysława Zajdlera „Żarskiego” i sekcja Lejewskiego „Garbarza”. Oddział przedostał się przekopem na teren walk przy Muranowskiej i poniósł duże straty, polegli m.in. syn majora Roman i brat Wacław, a „Bystry” został ranny. Była to największa bitwa powstania, na pl. Muranowskim spalono niemiecki czołg, rozbito kompanię Łotyszy i zatrzymano Niemców przed domem przy Muranowskiej 7. Przekopem pod ulicą do domu przy Muranowskiej 6 przetransportowano około 30 rannych. Polegli lub zmarli z odniesionych ran prawie wszyscy dowódcy ŻZW – Apfelbaum, Rodal, Białoskóra, Berman, Akerman, Likiernik i inni. Przeżył ciężko ranny Mendelson. Poległo około dziesięciu żołnierzy OW-KB.

Dowództwo AK zachowało pełną obiektywność w stosunku do obu walczących żydowskich organizacji wojskowych, bez względu na ich poglądy i programy polityczne. Michał Klepfisz z ŻOB odznaczony został pośmiertnie przez naczelnego wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego Orderem Virtuti Militari V klasy, a kpt. Apfelbaum z ŻZW, również pośmiertnie, awansowany do stopnia majora WP.

Źródło : Rzeczpospolita

Friday, April 18, 2008

Myśląc Ojczyzna: "Językiem dyplomatycznym" red. Stanisław Michalkiewicz Felieton

Myśląc Ojczyzna: "Językiem dyplomatycznym" red. Stanisław Michalkiewicz Felieton


słuchajzapisz

Szanowni Państwo!

Wielokrotne doświadczenia nauczyły nas, żeby nigdy nie wierzyć politykom. Jeśli nawet polityk mówi, dajmy na to, "dzień dobry", to zanim uprzejmie mu odpowiemy na to pozdrowienie, najpierw sprawdźmy, czy aby na pewno jest dzień - bo czy był on "dobry", to okaże się dopiero o północy.
Dlaczego nie powinniśmy wierzyć politykom? Dlatego, że z reguły posługują się oni językiem dyplomatycznym. Język dyplomatyczny zaś nie służy wcale do wyrażania myśli, a zwłaszcza - do jasnego ich wyrażania, tylko przeciwnie - służy do ukrywania myśli. A w jaki sposób najlepiej ukryć myśl? To proste; myśl najlepiej ukryć w bezmyślnym bełkocie. To dlatego właśnie wystąpienia polityków sprawiają wrażenie beznadziejnie głupich, bo trzeba użyć bardzo dużo bezmyślnego bełkotu, żeby ukryć w nim jakąś - nawet byle jaką - myśl.
Jeśli zatem politycy mówią nam, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej - powinniśmy raczej spodziewać się najgorszego, pamiętając o diagnozie Radia Erewań, ze "lepiej już było". Kiedy więc słyszymy, że Polska po przyłączeniu jej do nowego państwa - Unii Europejskiej - nie utraci niepodległości, to wiemy, ze jest to tylko bezmyślny bełkot, przy pomocy którego politycy pragną ukryć przed nami wstydliwą prawdę, że zgodzili się nie tylko na utratę niepodległości, ale prawdopodobnie i na swego rodzaju rozbiór Polski w nadziei, iż ich nowi zwierzchnicy zapewnia im łaskawy chleb na biurowych i poselskich posadach.
Ale żadna działalność ludzka nie jest doskonała i niekiedy politykom, nawet jeśli w ukrywaniu myśli doszli do wielkiej wprawy, ta sztuka nie udaje się do końca. Mam wrażenie, że taki właściwie wypadek przydarzył się prezydentowi Izraela, panu Szymonowi Peresowi, podczas przemówienia z okazji obchodów rocznicy powstania w getcie warszawskim. Pan prezydent Peres powiedział między innymi, że "Izrael pragnie zemsty", chociaż ma to być zemsta "w innym wymiarze". Ten "inny wymiar" polega na tym, by mścić się przy pomocy "pokoju".
Na pozór wypowiedź ta przypomina znany z przemówień innych polityków bezmyślny bełkot, ale tym razem chyba tak nie jest. Obawiam się, że tym razem prezydent Izraela, być może niechcący, ujawnił przed nami niepokojącą prawdę - że mianowicie również pokój może być narzędziem zemsty.
Właściwie nie jest to myśl oryginalna, bo przecież wszystkie wojny prędzej czy później kończyły się pokojem. Problem jednak polegał na tym, że niekoniecznie był to pokój sprawiedliwy. Weźmy na przykład drugą wojnę światową. Zakończyła się ona pokojem, ale pokój ten został osiągnięty dzięki decyzjom podjętym na konferencji w Jałcie w lutym 1945 roku, w następstwie których Polska, podobnie jak inne państwa Środkowej Europy, dostały się pod władzę Józefa Stalina i w sowieckiej niewoli przeżyły prawie pół wieku! Taki pokój rzeczywiście można byłoby potraktować w kategoriach zemsty, więc jak widzimy - prezydent Szymon Peres w gruncie rzeczy nie powiedział nam niczego nowego.
Jego deklaracja zyskuje walor nowości tylko wtedy, gdy potraktujemy ją jako ostrzeżenie. Czy jednak mamy podstawy, by tak właśnie ją potraktować? Akurat niedawno bawił w Izraelu pan premier Donald Tusk, według którego, od tej wizyty można rozpocząć liczenie nowej ery w stosunkach między obydwoma państwami. Byłoby to może bardzo ciekawe, ale pan premier Tusk już kilka razy zdążył ogłosić nowa erę, zarówno w stosunkach polsko-niemieckich, jak i w stosunkach polsko-rosyjskich. Te deklaracje okazały się jednak bez pokrycia, bo postępowanie Niemiec wobec Polski wprawia w zakłopotanie nawet "profesora" Władysława Bartoszewskiego, znanego w całym świecie ze strusiego żołądka, który przełknie i strawi wszystko, pod warunkiem odpowiedniej omasty w postaci nagrody, które Niemcy z charakterystyczną dla siebie systematycznością, przyznają mu regularnie mniej więcej co kwartał. Jeśli chodzi o Rosję, to w ogóle szkoda każdego słowa, bo dla scharakteryzowania rezultatów moskiewskiej wizyty pana premiera Donalda Tuska należałoby użyć wyłącznie sformułowań lekceważących, a to byłoby niezbyt taktowne.
Czy jednak deklaracja pana premiera Tuska, sugerująca nową erę w stosunkach polsko-izraelskich nie zawiera aby ziarenka prawdy? Tego wykluczyć nie można przede wszystkim z uwagi na zapowiedź polskiego premiera, iż do końca roku zostanie uchwalona ustawa o rekompensatach za mienie odebrane właścicielom przez komunistów, którzy objęli Polskę we władanie w ramach pokoju uzgodnionego w Jałcie.
Pan Szewach Weiss, były ambasador Izraela w Warszawie, uchodzący z tego tytułu za "przyjaciela Polski", w niedawnym felietonie zamieszczonym w "Rzeczpospolitej", sprecyzował izraelskie oczekiwania na kwotę od 30 do 60 miliardów dolarów. Warto zwrócić uwagę, że kiedy przed dwoma laty na tej antenie poinformowałem polską opinię publiczną o takiej właśnie skali żydowskich roszczeń wobec Polski, omal nie zostałem żywcem rozszarpany przez tubylczych ormowców politycznej poprawności. Ale skoro taką samą kwotę wymienia "przyjaciel Polski", to jego, ma się rozumieć, nikt o "antysemityzm" do prokuratury nie zaskarży.
Oczywiście pan premier Tusk nie obiecał wypłacenia całej tej sumy; takie zuchwalstwo nie przeszłoby przez gardło nawet jemu, chociaż pewnie "Gazeta Wyborcza" nazwałaby go wtedy "Umiłowanym Przywódcą", a i inne media nie ośmieliłyby się zbluźnić przeciwko takiej hojności. Ale oprócz mediów jest jeszcze milcząca większość, której taka hojność ich kosztem mogłaby się mimo wszystko nie spodobać. Dlatego też obiecał wypłacenie tylko 20 procent tej sumy. Ciekawe, że nawet te środowiska żydowskie, które jeszcze niedawno o żadnych 20 procentach nie chciały słyszeć, domagając się stu procent z odsetkami, tym razem, jak na komendę nabrały wody w usta i nie podjęły żadnej dyskusji. Można to sobie tłumaczyć na dwa sposoby: albo wspaniałomyślnie odstąpiły od zamiaru "pokojowej zemsty" na ubogiej Rzeczypospolitej - co wkładam raczej między bajki - albo traktują te 20 procent jako pierwszą transzę, takie włożenie nogi między drzwi, których potem już nie będzie można zamknąć, aż skarbiec zostanie opróżniony do ostatniego okruszka.
Chodzi bowiem o to, że ustawa, o której wspomina pan premier Tusk, dopiero stworzy podstawę prawną, umożliwiającą wysunięcie roszczeń tym, którzy do tej pory niczego skutecznie domagać się od Polski nie mogli. Ci bowiem, którzy naprawdę mieli uprawnienia do majątku, tytuły własności odzyskiwali bez żadnych dodatkowych ustaw. Najlepszym przykładem jest pan Ron Balamuth, spadkobierca właścicieli kamienicy w Wadowicach, w której urodził się Karol Wojtyła. Odzyskał on tytuł własności tej kamienicy w zwyczajnym postępowaniu przed polskim sądem, a następnie sprzedał ja panu Ryszardowi Krauzemu, który z kolei ofiarował ją na muzeum Jana Pawła II. Jeśli zatem prawdziwym spadkobiercom niepotrzebna jest żadna nowa ustawa, to komu jest potrzebna?
Pan minister Aleksander Grad twierdzi, że właśnie indywidualnym spadkobiercom i że organizacje tak zwanego "przemysłu holokaustu" nie dostana z tego tytułu ani grosza. Ale pan minister Grad może na razie sobie mówić, co mu się tylko podoba, bo nie ma jeszcze nawet założeń do rządowego projektu ustawy. Kiedy zaś przyjdzie do ich opracowywania, to już nie jestem pewien, czy pan minister Grad nie wykaże większej elastyczności, zwłaszcza gdyby zmusiła go do tego ta sama ręka, która przywiodła go do władzy. Wreszcie musimy pamiętać, że język dyplomatyczny służy nie do wyrażania, a do ukrywania myśli, więc nie można wykluczyć, że pan minister Grad chciał przed nami ukryć myśl następującą: "niech cymbały na razie myślą, że to prawda, że rząd dba o interes państwa i obywateli, a potem - niech sobie krzyczą i gadają, skoro i tak będzie już po harapie."?
Warto przypomnieć, że w roku 1997 Polska, jako łapówkę za przyjęcie do NATO, musiała uchwalić ustawę o stosunku państwa do gmin żydowskich, na podstawie której przewidziano transfer majątku o wartości około 10 miliardów dolarów. Akurat dzięki uprzejmości jednego z Czytelników i Słuchaczy dostałem dokumentację nieruchomości w Gdańsku, która w 1939 roku została przez tamtejszą gminę żydowską sprzedana notarialnie za wynagrodzeniem Senatowi Wolnego Miasta Gdańska, a obecnie - "odzyskana" przez tamtejszą gminę żydowską - być może z zamiarem powtórnego jej sprzedania.
Skoro jedna niewielka gmina potrafi wykręcać takie sztuki pod samym nosem pana premiera Tuska, to cóż dopiero mówić o organizacjach "przemysłu holokaustu", dysponujących nie tylko rezerwą finansową, ale i potężnymi wpływami, wobec których głosik rządu pana premiera Tuska cieńszy jest od pisku? Dlatego też, im więcej zapewnień ze strony rządu, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku, tym mniej pewności po naszej - obywateli stronie, bo już wiemy, ze politykom, w szczególności aktualnie nas reprezentującym, nie można wierzyć ani na jotę.

Mówił Stanisław Michalkiewicz